ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
- Widziałem śmierciożerców! Mogę panu podać ich nazwiska! Lucjusz Malfoy... Snape poruszył się niespokojnie, ale gdy Harry na niego spojrzał, utkwił z powrotem wzrok w Knocie.
- Malfoy został oczyszczony z zarzutów! - powiedział Knot urażonym tonem. - To bardzo stara rodzina... Wspaniałomyślne darowizny...
- Macnair! Ž
- Też został uniewinniony! Pracuje w Ministerstwie Magii!
- Avery... Nott... Crabbe... Goyle...
- Powtarzasz nazwiska tych, których trzynaście lat temu oskarżono o to, że są śmierciożercami! Mogłeś je znaleźć w starych aktach sądowych! Na miłość boską, Dumbledore! W zeszłym roku ten chłopiec też plótł jakieś bzdury wyssane z palca. Teraz mierzy wyżej, oskarża bezpodstawnie ludzi, a ty w to wszystko wierzysz... Ten chłopiec potrafi rozmawiać z wężami, Dumbledore, a ty nadal uważasz, że można mu wierzyć?
- Ty głupcze! - ryknęła profesor McGonagall. Cedrik Diggory! Pan Crouch! To nie są przypadkowe ofiary szaleńca!
- Nie widzę cienia dowodu na to, że jest inaczej! krzyknął wojowniczo Knot, purpurowy na twarzy. Zdaje mi się, że wy wszyscy chcecie koniecznie wywołać panikę, która zdestabilizuje wszystko, co wypracowaliśmy przez ostatnie trzynaście lat! Harry nie mógł uwierzyć w to, co słyszał. Zawsze uważał Knota za porządnego człowieka, trochę zarozumiałego, trochę blagiera, ale z natury dobrodusznego. A teraz stał przed nim niski, rozeźlony czarodziej, uparcie odmawiający pogodzenia się z perspektywą zniszczenia jego wygodnego i uporządkowanego świata - uwierzenia, że Voldemort powrócił.
- Voldemort powrócił - powtórzył Dumbledore.
- Jeśli po prostu pogodzisz się z tym faktem i podejmiesz właściwe kroki, możemy jeszcze opanować sytuację i zapobiec klęsce. Pierwszym i koniecznym krokiem jest pozbawienie dementorów kontroli nad Azkabanem...
- Co za bzdury! - żachnął się Knot. - Usunąć dementorów! Wylano by mnie ze stanowiska, gdybym coś takiego zaproponował! Połowa z nas śpi w nocy spokojnie tylko dlatego, że dementorzy strzegą Azkabanu!
- A druga połowa wcale nie śpi spokojnie, wiedząc, że ty, Korneliuszu, powierzyłeś opiekę nad najbardziej niebezpiecznymi zwolennikami Lorda Voldemorta istotom, które przyłączą się do niego, gdy tylko je wezwie! Nie łudź się, nie pozostaną ci wierni! Voldemort może im zaoferować o wiele więcej niż ty! A jak będzie miał za sobą dementorów i swoich dawnych zwolenników, trudno nam będzie go powstrzymać! Odzyska potęgę, jaką miał trzynaście lat temu! Knot otwierał i zamykał usta, jakby żadne słowo nie mogło wyrazić jego oburzenia.
- Drugim krokiem, który musisz podjąć, i to natychmiast - ciągnął Dumbledore - jest wysłanie posłów do olbrzymów.
- Posłów do olbrzymów? - wrzasnął Knot piskliwym głosem. - Cóż to znowu za wariactwo?
- Trzeba wyciągnąć do nich przyjazną rękę, zanim będzie za późno, bo inaczej Voldemort zdoła ich przekonać, jak to już raz uczynił, że tylko on jeden spośród wszystkich czarodziejów przyzna im wszelkie prawa i wolności!
- Ty chyba nie mówisz poważnie! - wydyszał Knot, kręcąc głową i odsuwając się jeszcze bardziej od Dumbledore'a. Jeśli społeczność czarodziejów dowie się, że chcę się porozumieć z olbrzymami... Dumbledore, przecież wszyscy ich nienawidzą... To byłby koniec mojej kariery...
- Jesteś ślepy - powiedział dobitnie Dumbledore; aura mocy wokół niego znowu stała się wyczuwalna, a oczy mu zapłonęły. Jesteś ślepy, Korneliuszu, zaślepiła cię miłość do urzędu, jaki piastujesz! Przywiązujesz zbyt wielką wagę, zawsze tak było, do tak zwanej czystości krwi! Nie potrafisz zrozumieć, że nie jest ważne, kim kto się urodził, ale czym się stał! Twój dementor właśnie wykończył ostatniego potomka najstarszego rodu czystej krwi. Wystarczy tylko pomyśleć, co ten człowiek zrobił ze swoim życiem! Powiadam ci, Korneliuszu, podejmij kroki, o których ci wspomniałem, a zapamiętają ciebie, bez względu na to, czy będziesz nadal piastował ten urząd, czy nie, jako najdzielniejszego i największego ministra magii, jakiego kiedykolwiek mieliśmy. A jak ich nie podejmiesz, historia zapamięta cię jako człowieka, który stanął bezczynnie z boku i dał Voldemortowi drugą szansę na zniszczenie tego świata, który z takim wysiłkiem próbowaliśmy odbudować!
- To obłęd - wyszeptał Knot, wciąż się cofając. Ty chyba zwariowałeś... Zapadła cisza. Pani Pomfrey zamarła przy łóżku Harry'ego, zatykając sobie rękami usta. Pani Weasley wciąż pochylała się nad Harrym, trzymając go za ramię, by powstrzymać go od wstania z łóżka. Bili, Ron i Hermiona wytrzeszczali oczy na Knota.
- Jeśli za wszelką cenę chcesz pozostać ślepy, Korneliuszu - rzekł Dumbledore - to dotarliśmy do miejsca, w którym nasze drogi muszą się rozejść. Rób, co uważasz za słuszne. Ja też zrobię to, co, uważam za słuszne. W jego głosie nie było ani cienia groźby; zabrzmiało to jak zwykłe stwierdzenie faktu, ale Knot najeżył się, jakby Dumbledore zbliżał się do niego z wyciągniętą różdżką
|
WÄ
tki
|