ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Oddziały
najemników opuszczały właśnie Czerwoną Wieżę, zajmując pozycje przed ziemią
Eneasa.
Jeżeli dziś w nocy wszystko pójdzie dobrze, na jeden sygnał diuka Enli pójdą na
Szarą Wieżę.
Był pewien problem, z którym Enli długo nie umiał się uporać, i do znalezienia
jego
rozwiązania trzeba było dopiero bystrego umysłu Biagia. Teraz, mając Kraka na
ramieniu,
diuk rozmyślał o oczywistości tego, co Biagio wymyślił. To właśnie wyróżniało
hrabiego
spośród innych. Przebiegłość. Biagio dostrzegał rzeczy i zjawiska, których nie
widział nikt,
poza nim samym - i dlatego Arkus jemu polecił stworzenie Roshannów. Niektórzy
uważali,
że pierwszym umysłem Imperium był Bovadin, Enli jednak wiedział, że jest
inaczej. Biagio -
oto był umysł nad umysłami! Enli uśmiechnął się z rozmarzeniem w oczach. Wyjął z
kieszeni
kulkę suszonego mięsa i podał pokarm Krakowi, który schwycił go łapczywie. Kruk
zakrakał,
domagając się następnego poczęstunku, i Enli znów go nakarmił. Ptak miał dziś
odegrać
ważniejszą rolę, niż którykolwiek z zebranych przy diuku zabijaków. Tylko Krak
mógł
uspokoić podniebną armię Eneasa; miał on wiernych strażników i lojalnych
poddanych, ale
lepiej niż cokolwiek innego chroniły go jego kruki - bardziej zajadłej armii
Eneas nigdzie by
nie znalazł, choćby przeszukał całe Nar. W jego krukach było coś złowrogiego,
coś co
sprawiało, że silni ludzie drżeli na samą wzmiankę o nich. Ale dziś, jeżeli
pomysł Biagia się
sprawdzi, podniebna armia podporządkuje się napastnikom.
- Dobry ptaszek. - Enli pogładził swego ulubieńca po głowie. - Postarasz się
dziś w
nocy, prawda?
- Dobry ptaszek - odpowiedział Krak jak echo. - Dobry ptaszek.
Pogrążeni w milczeniu czekali jeszcze godzinę, dopóki Enli się upewnił, że w
ciemnościach nikt niczego nie zobaczy. Dopiero wtedy wydał rozkaz wsiadania do
łodzi.
Każdy z ludzi miał krótki kord i kuszę, które wsunięto pod ławki, a dwóch
najsilniejszych
zasiadło do wioseł. Krak podfrunął do łodzi przed diukiem i usadowił się na jej
dziobie. Gdy
diuk zajął miejsce, dwóch ostatnich zepchnęło łódź na wodę. W górze nad nimi
wznosiła się
błyskająca płomieniami pochodni i świec Czerwona Wieża. Enli zebrał się w sobie,
patrząc na
oddalający się dom i szukając w oknach sylwetki Niny. Nie dostrzegał jej, ale
też właściwie
tego nie oczekiwał. Córka wiedziała jedynie, że zamierza wywrzeć pomstę na
bracie i
wszyscy zebrani w zamku żołnierze zaatakują wkrótce Szarą Wieżę. Nina była
wrażliwą
dziewczyną i to właśnie przekonało go, iż to on ją spłodził, a nie jego posępny
brat. Nie
sprzeciwiała się wcale jego planom podboju północnej mierzei. W jednym tylko
musiał jej
zełgać. Obiecał, że oszczędzi Eneasa. Enli wiedział, że gdyby córka kiedykolwiek
się
dowiedziała, co zaplanował na dzisiejszy wieczór, na zawsze by go znienawidziła.
Myśl ta sprawiła, że zamknął oczy. Usiadłszy na ławie obok Kraka, przegnał z
głowy
wszelkie wspomnienia z Czerwonej Wieży. Zganił się w duchu, bo miał przecież
przed sobą
nie lada zadanie. Dość sentymentów. Wioślarze stękali równomiernie, wbrew falom
i
wiatrowi prowadząc łódź ku Szarej Wieży. Księżyc skrył się za chmurą, pogrążając
świat w
niemal zupełnej czerni. Krak szczypnął diuka w dłoń, domagając się pieszczoty.
Diuk podał
mu palec i przeniósł na ramię, gdzie kruk usadowił się wygodnie i na chwilę
przycichł.
Żołnierze Enliego rozglądali się dookoła posępnie i pomrukiwali coś pod nosami.
Niektórzy
machinalnie bawili się rękojeściami kordów, ale wszyscy zachowywali ciszę.
Przebycie
zatoki zajęło im prawie godzinę, i gdy wreszcie zobaczyli wyłaniające się z
mroku zarysy
Szarej Wieży, Enli wzniósł dłoń, by ostrzec wioślarzy.
- Teraz powoli - powiedział - żeby nic nie skrzypnęło... Nie chciał, by ich
zobaczył
którykolwiek z wartowników, ani ze skrzydlatych obrońców wieży. Zacisnął zęby i
wbił
spojrzenie w mrok
|
WÄ
tki
|