ďťż

Bo oto Otter siedział teraz przed nimi i opowiadał historie o jej ulubionym bohaterze...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Raven nie mógł spokojnie usiedzieć z podniecenia, a blask ognia odbijał się w jego jasnych lokach. – Naprawdę ty pierwszy zobaczyłeś czarownicę, wujku? Wcześniej od Lindena Rathana? – pytał z zapartym tchem. Otter przytaknął. – Naprawdę, chłopie. I ledwo zdążyłem go ostrzec. To cud, że mnie usłyszał w taką burzę. Wicher wył głośniej niż wszystkie potępione dusze w dziewięciu piekłach Gifnu. – Więc dlaczego nie zawołałeś go wewnętrznym głosem?! – natarła Maurynna. – Przecież potrafisz, prawda? – Ba! Nie zapominajcie, że wtedy jeszcze go dobrze nie znałem; widzieliśmy się dopiero drugi raz. A tak naprawdę, to nawet teraz nie potrafię go zawołać wewnętrznym głosem. To wygląda trochę inaczej. Jeśli myślę o nim bardzo mocno... Wiecie, kiedy ktoś o was myśli? Maurynna i Raven spojrzeli na siebie i jednocześnie skinęli głowami. – Wiemy – odpowiedzieli chórem. – Więc rozumiecie, o czym mówię. Tak samo Linden wie, kiedy chcę z nim rozmawiać. Ale muszę być niedaleko, bo inaczej się nie uda. No, dobrze... Wracając do... – Linden Rathan zabił złą czarownicę, prawda? – nie mogła się doczekać Maurynna. – On wszystko może! Otter roześmiał się i opowiadał dalej. Linden Rathan w istocie zabił złą czarownicę. O, bogowie! Od tak dawna był jej bohaterem, że... Nie wytrzymała. – Do diabła z „Morską Mgłą”, Otterze! Do diabła z moją rodziną! Zabierz mnie ze sobą do Smoczej Twierdzy! Nareszcie. W końcu wyrzuciła to z siebie. Czekała, kiedy bard zwymyślają od idiotek. A potrafił się dosadnie wyrażać. Ale on tylko zrobił zdumioną minę i nie odzywał się przez dłuższą chwilę. Potem powiedział zatroskanym tonem: – Ależ Rynno, chyba nie mówisz poważnie? Tak mocno ścisnęła astrokompas, że chyba tylko cudem nie zgniotła mosiądzu. – Nie. Tak. Już sama nie wiem. Po prostu... Po prostu, od kiedy po raz pierwszy usłyszałam o nim od ciebie, marzyłam, żeby zobaczyć Smoczą Twierdzę, spotkać Lorda Smoka, poznać go. Czuję się rozdarta. Zależy mi na tym statku, chyba bym nie przeżyła jego straty. Ale jeszcze bardziej chcę... chcę... O bogowie! Nie wiem, czego chcę. Ale dobrze wiedziała. Chciała, żeby spełniło się głupie marzenie, które płonęło w jej duszy od dawna. – Rozmawiałaś o tym z załogą? – Oczywiście, że nie! – parsknęła z oburzeniem. – Może jestem szalona, ale nie głupia. Parsknął śmiechem. – Więc lepiej niech tak zostanie. Bo chcę ci coś obiecać, Rynno: poznam cię z Lindenem Rathanem. Spotkacie się na pewno. Przez moment nie mogła oddychać. – Czy to żart? – Nie, moja droga. Słowo barda. Uśmiechał się przyjaźnie. Nie wiedziała, co powiedzieć. Lubił się z nią drażnić, ale teraz na pewno mówił poważnie. Po policzkach spłynęły jej łzy. – Dziękuję ci. Będę cierpliwie czekać. – Odwróciła się szybko twarzą do morza, żeby nie zauważył jej mokrych oczu. – Myślisz, że źle robię? – zapytała po chwili. – Że byłoby lepiej, gdybym go nie poznała? Od tak dawna jest moim bohaterem. Linden Rathan... Chyba to nie żaden... dupek ani nic takiego? – Oczywiście, że nie! – burknął Otter z oburzeniem. – Gdyby tak było, nie proponowałbym, że ci go przedstawię. Bez względu na to, czy jest Lordem Smokiem, czy nie. Na wszystkie piekła Gifnu! Czy myślisz, dziewczyno, że zadawałbym się z nim przez czterdzieści lat, gdyby nie był tego wart? Nagle Maurynna przestraszyła się, że Linden może o niej pomyśleć to samo, co ona o nim. O czym rozmawiać z magiczną postacią, która ma przeszło sześćset lat? Zagadnęła o to Ottera. – Przekonasz się, że niewiele się od ciebie różni, Rynno – zapewnił. – Jak to? – zapytała zdumiona. Czy to możliwe, żeby Linden Rathan niewiele się od niej różnił? Przecież to Lord Smok, magiczny, niemal nieśmiertelny bohater. Otter zastanawiał się przez chwilę, jakby starannie dobierał słowa. – Linden powiedział mi kiedyś, że coś się z nimi dzieje, kiedy przechodzą Pierwszą Przemianę. Nie potrafił tego dokładnie wyjaśnić. Określił to jako „wypadnięcie z czasu”. Domyślam się, że po przejściu tej Przemiany starzeją się jak prawdziwe smoki, czyli niesłychanie wolno. Prawdziwe smoki uważałyby Lindena za dziecko, mimo że ma ponad sześćset lat. Kiedy przeszedł Pierwszą Przemianę, był niewiele starszy od ciebie: miał dwadzieścia osiem lat. Wiele razy zdarzyło mi się zapomnieć o jego prawdziwym wieku. Owszem, czasem dostrzegam w jego oczach starcze spojrzenie, ale to natychmiast mija. Bard wskazał gestem statek i otaczający ich ocean. – A co do tematu rozmowy... Opowiedz mu o „Morskiej Mgle”, Maurynno. O żeglowaniu po spokojnych wodach i podczas sztormu. O tym, jak to jest, gdy po raz pierwszy wchodzi się do portu. O rodzajach fal i krzyku mew o świcie. Rzadko miał okazję pływać po morzu, a lubi się uczyć nowych rzeczy, i nie zdziw się, jeśli cię zapyta, czy któregoś dnia mogłabyś go zabrać w rejs. Maurynnie kręciło się w głowie. Nie była zdolna wymówić słowa; zbyt wiele rzeczy chciała powiedzieć naraz. Linden Rathan na pokładzie jej „Morskiej Mgły”? Wtedy istotnie sen stałby się jawą. Sherrine ukryła się za filarem. Wyjrzała ostrożnie, żeby się nie zdradzić, zachichotała cicho i schowała się z powrotem. Linden Rathan schodził po schodach i rozglądał się. Nietrudno było zgadnąć, kogo szuka. Poczuła zadowolenie; a więc zwróciła na siebie jego uwagę. Zachowała się dokładnie tak, jak zaplanowała: odważnie, nawet nieco zuchwale i wyzywająco, ale bez przesady. Zauważyła nagłą zmianę w jego znudzonym spojrzeniu. Od razu się nią zainteresował. Jeszcze raz wychyliła głowę. Zatrzymał się. Przyglądała mu się z uznaniem. Ceremonialna szata Lorda Smoka pasowała do jego wysokiej, barczystej sylwetki. Żadnemu z jej młodych znajomych nie byłoby tak do twarzy w tradycyjnej czarnej tunice z szerokimi rękawami i purpurowymi, jedwabnymi obrzeżami. Wzbudziliby wesołość nawet na maskaradzie. Ale nie on. Nosił ją z podświadomą godnością i wyglądał... Zastanowiła się nad właściwym słowem. Odważnie. Tak, odważnie. Jak niezwyciężony bohater ze starych baśni. Był teraz u podnóża schodów. Za chwilę zapewne wmiesza się w tłum. Kryjąc się w cieniu, Sherrine wymknęła się z sali. Na ten wieczór nie zaplanowała powtórnego spotkania z Lordem Smokiem. To ona go znajdzie – w dogodnym dla siebie miejscu i czasie. Przewidywała, że będzie to miła przygoda
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.