ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Trzeba być ślepcem, żeby nie dostrzec wojskowej słabości cesarstwa,
słabości, która
nigdy dotąd nie wyszła na jaw, lecz musiała się ujawnić wobec... splotu różnych
przypadków,
popartych lekkomyślnością. Największe jak dotąd powstanie garyjskie niemal
zbiegło się w
czasie z rozpadem Grombelardu. Niefortunnie (i za to ponoszę już osobistą
odpowiedzialność) za
mojego panowania stale były zmniejszane obciążenia podatkowe i inne, mnożono zaś
wydatki z
imperialnej szkatuły. Na wszystko oprócz Trybunału i wojska. Przepisano i
rozpowszechniono w
dziesiątkach zwojów każde z najważniejszych literackich dzieł Szereru. Powstały
nowe
biblioteki, uczelnie, budowano nowe drogi, przerzucano mosty i otwierano porty -
zapomniano
zaś o taborach i wojskowych namiotach. Pora wyznać winy wobec własnych
zaniedbanych
żołnierzy, którzy jutro będą umierać za moje mosty i księgi. Rządzę Szererem od
trzydziestu
siedmiu lat. Chciałem dobrze, lecz dobrymi intencjami wypełnione są twierdze
więzienne.
Bardzo dobitnie przypomniano pierwszemu Armektańczykowi, że zapomniał o
wojennych
tradycjach swego kraju, wyżej stawiając pióro poety niż łuk Jeźdźca Równin.
Potykając się o
stopnie w komnatach, nie chciałem pamiętać, po co je zbudowano. Dość
przemilczeń. Nie
mówimy tu o tym, jak utrzymać imperium w całości. Mówimy, jak je zdobyć na nowo.
I
utrzymać w wiecznym strachu, skoro w wiecznym dobrobycie i pokoju nie można.
Armektańskie wyznanie winy wobec towarzyszy mających dzielić trudy. Od tego
zaczynano
każdą wojnę.
Najgodniejszy A.S.N.Awenor dobrze wiedział, co czyni. Przybył na wojenną naradę
nie
tylko po to, by zdecydować o losie żołnierzy z dartańskich garnizonów. Przede
wszystkim
przyszedł zapytać swych dowódców, najznamienitszych żołnierzy Szereru, czy
gotowi są ponieść
największe ofiary i wyrzeczenia w służbie Niepojętej Arilory, Pani Losu
Wojennego. Rozkazy,
decyzje - to wszystko mogło poczekać. Armektańczyk pytał innych Armektańczyków:
czy
możemy jeszcze wrócić do naszych korzeni? Czy możemy, jak ojcowie przed wiekami,
usiąść i
bez zbędnych przemówień, bez niekończących się narad postanowić: wojna?
Prawdziwa i
bezlitosna, do pełnego zwycięstwa lub kompletnej klęski? Bez twierdzących
odpowiedzi na te
pytania, zrujnowany powstaniami w prowincjach Armekt, pozbawiony gotowych do
użycia
armii, nie mógł wplątać się w zmagania, których wynik był bardzo niepewny. Wojnę
dało się
odwlec - nikt jej jeszcze nie wypowiedział Wiecznemu Cesarstwu. Można było
przeczekać,
zapleść misterną sieć intryg, skłócić dartańskie rody... Może wystarczyło
zagrozić wybuchem
zbrojnego konfliktu, pokazać ściągnięte z północy legiony, wymóc na dartańskich
stronnictwach
ustępstwa, przygotować się do odzyskania kontroli nad Dartanem?
Oficerowie milczeli. Imperator zrozumiał, że nie tylko on jeden zapomniał, co
symbolizują
niewygodne stopnie w komnatach. Siedzący przy stole mężczyźni w mundurach już
prawie nie
pamiętali, że są przede wszystkim Armektańczykami. Służyli Wiecznemu Cesarstwu,
którego
Armekt był zaledwie najważniejszą częścią. Nigdy dotąd nie zebrano ich razem, by
wzorem
ojców w jednej chwili podjęli decyzję: wojna czy pokój? Nie byli nawet pewni,
czy cesarz
rzeczywiście o to pytał.
- Zawiniłem - powiedział raz jeszcze. - Przebaczcie żołnierzowi, żołnierze.
Nierzetelnie
służyłem mojej Pani.
Imperator też był legionistą imperium. Żaden syn panującego rodu nie mógł
uchylić się od
tego. Przed półwieczem szesnastoletni Awenor z włócznią w ręku wartował przed
bramą
garnizonu. Rozstał się z wojskiem jako podsetnik. Zdobył oficerski patent jak
każdy inny
żołnierz.
- I ja zawiniłem, cesarzu. Milczałem służalczo, a widzę od wielu miesięcy, że
Wieczne
Cesarstwo się rozpada. Przebacz mi. Przebaczcie mi wszyscy.
W komnacie siedzieli tylko wojownicy - wszyscy równi wobec Wojennego Losu.
Mógłby
zniknąć stół, krzesła, a nawet ściany pałacu... Wystarczyłoby obozowe ognisko
koczowników.
- I ja jestem winien
|
WÄ
tki
|