ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
I po to zrezygnowałem ze śniadania...
- Mniejsza z tym. Zobaczmy, jak sobie radzi pierwszy prymus.
- To tylko marne kopie człowieka, moim zdaniem... Magowie zniknęli.
Jedna z małp podbiegła i patrzyła, jak tablica się rozpływa, gdy HEX kończył zaklęcie. Nie miała najmniejszego pojęcia, co się dzieje, ale poruszany w powietrzu patyk zrobił na niej wrażenie. Niestety, też jakoś zniknął. Małpa nie zmartwiła się tym szczególnie - wiedziała, że pewne rzeczy znikają. Ostatnio zdarzało się, że członkowie stada znikali nocą przy akompaniamencie warczenia i hałasów w ciemności.
Taki patyk mógłby się pewnie do czegoś przydać, myślała. Jest szansa, że to coś wiązałoby się z seksem.
Pogrzebała trochę w odpadkach i znalazła nie patyk, ale wysuszoną kość udową mającą dostatecznie patykowaty kształt.
Kilka razy uderzyła nią o ziemię. Nie stało się nic ciekawego. Potem zniechęcona uznała, że kopulacja z kością jest chwilowo raczej niemożliwa, i cisnęła ją wysoko w górę.
Kość wzleciała, obracając się w powietrzu.
Kiedy spadła, powaliła małpę na ziemię.
* * *
Pierwszy prymus siedział pod wirtualnym parasolem plażowym. Kiedy zjawili się dwaj inni magowie, wyglądał na równie zniechęconego jak dziekan. Grupa małp skakała wśród fal.
- Gorsze niż jaszczurki - stwierdził. - One miały przynajmniej pewien styl. A kiedy te tutaj cokolwiek znajdą, próbują sprawdzić, czy da się to zjeść. Jaki w tym sens?
- Przypuszczam, że w ten sposób mogą się przekonać, czy coś jest jadalne -- uznał Ridcully.
- Ale one tylko robią wygłupy - poskarżył się pierwszy prymus. - No nie... Znowu się zaczyna...
Przy wtórze chrapliwych krzyków całe stado wybiegło z wody i wspięło się na nadbrzeżne mangrowce. Jakiś cień przemknął poza linią przyboju i zawrócił ku błękitnym głębinom, żegnany chórem małpich wrzasków i gradem owoców mangrowca.
- A tak, lubią też rzucać różnymi rzeczami - dodał pierwszy prymus.
-Moja babcia mawiała, że ryby dobrze robią na mózg - przypomniał sobie Ridcully.
- Te małpy na pewno nie jadają ich zbyt często. Wrzeszczą, rzucają czym popadnie i szturchają to, co znajdą, żeby sprawdzić, co zrobi. To mniej więcej zakres ich możliwości. Och, dlaczego wcześniej nie odkryliśmy tych jaszczurek? One miały klasę.
- To by nie powstrzymało śnieżnej kuli.
- Nie. Słusznie, nadrektorze. To wszystko nie ma sensu.
Cała trójka spojrzała smętnie na morze. Niedaleko brzegu delfiny przefruwały nad wodą w kolejnych skokach.
- Chyba już pora na kawę - odezwał się dziekan, by jakoś przerwać milczenie.
- Rozsądna myśl, chłopie.
Rincewind wędrował brzegiem sąsiedniej zatoki i przyglądał się klifom. Oczywiście, na Dysku stworzenia też ginęły, ale... no... sensownie. Zdarzały się powodzie, pożary i - oczywiście - bohaterowie. Nie ma nic lepszego od bohatera dla gatunku, który zanadto się rozmnożył. Ale przynajmniej była w tym jakaś myśl...
Klif wyglądał jak ciąg poziomych linii. Były to pradawne powierzchnie gruntu, a po niektórych Rincewind nawet wirtualnie spacerował. W wielu z nich tkwiły kości dawnych stworzeń, zamienione w kamień przez proces, którego nie rozumiał i który wydawał mu się podejrzany. Życie na tym świecie wyszło jakoś z kamienia i widział, że tam powraca. Były tu całe warstwy skalne złożone z życia, miliony lat drobnych szkielecików. Wobec cudów natury w takiej skali człowiek mógł tylko odczuwać lęk przed otchłaniami czasu albo szukać kogoś, komu można się poskarżyć.
Kilka kamieni odpadło gdzieś w połowie urwiska. Dwie małe nóżki pomachały niepewnie z warstwy skalnej, a po chwili wypadł stamtąd Bagaż. Potoczył się po rumowisku u stóp klifu i wylądował na wieku.
Rincewind przez chwilę obserwował jego szarpaninę. Westchnął i mocnym pchnięciem postawił Bagaż na nogi. Przynajmniej pewne rzeczy się nie zmieniają.
Rozdział 38
Myśl kolonijna
Wiemy, co stanie się z małpami - przekształcą się w nas. A dlaczego widzimy je skaczące w falach? Bo to zabawne? Owszem... ale, i to jest ważniejsze, ponieważ brzeg morza to element kluczowy w jednej z głównych teorii tłumaczących, wjaki sposób nasi przodkowie dorobili się dużych mózgów. Druga, bardziej ortodoksyjna teoria umieszcza ewolucję dużego mózgu na afrykańskich sawannach. Wiemy, że niektórzy nasi przodkowie żyli na sawannach, gdyż znaleźliśmy skamieliny. Niestety, brzeg morza nie jest dobrym miejscem dla skamielin. Często sieje tam znajduje, ale to dlatego że powstały, kiedy okolica nie była jeszcze wybrzeżem, a później morze odsłoniło je dzięki erozji skał. Pod nieobecność bezpośrednich dowodów, teoria małp bawiących się w wodzie musi oddać pierwszeństwo tej drugiej... Chociaż elegancko wyjaśnia nasze mózgi, podczas gdy teoria sawanny raczej omija problem.
Naszymi najbliższymi krewnymi są dwa gatunki szympansów, typowy, hałaśliwy szympans z ogrodów zoologicznych, Pan troglodytes, i jego smuklejszy kuzyn, szympans bonobo, Pan paniscus. Bonobo zamieszkują niedostępne regiony Zairu i dopiero w 1929 roku uznano je za osobny gatunek. Porównując sekwencje DNA wielkich małp, potrafimy w ograniczonym zakresie odtworzyć ich ewolucję. Ludzkie DNA różni się od szympansiego o zaledwie 1,6% - to znaczy, że 98,4% DNA mamy takie same (można się zastanawiać, jak potraktowaliby ten fakt ludzie z epoki wiktoriańskiej). DNA dwóch gatunków szympansa różni się o 0,7%. Goryle różnią się od nas i od obu odmian szympansów o 2,3%. Dla orangutanów różnica ta - w porównaniu z ludźmi - wynosi 3,6%.
Wydaje się, że to mało - ale bardzo wiele można zmieścić w 3,6% małpiego genomu. Wielka część tego wspólnego kodu z pewnością składa się z procedur organizujących podstawowe cechy budowy kręgowców i ssaków; geny mówią, jak być małpą i jak operować typowymi elementami: włosami, palcami, organami wewnętrznymi, krwią... Błędem byłoby założenie, że wszystko, co czyni nas człowiekiem, a nie szympansem, mieści się w tych 1,6% specjalnego DNA - ponieważ DNA nie działa w ten sposób. Na przykład niektóre geny owych 1,6% genomu mogą organizować pozostałe 98,4% w całkowicie nowy sposób. Jeśli porównamy kody programów komputerowych, na przykład edytora tekstu i arkusza kalkulacyjnego, przekonamy się, jak bardzo dużo mają ze sobą wspólnego - procedury odczytu stanu klawiatury, reagowania na kliknięcie myszy... ale to nie znaczy, że jedyna różnica między arkuszem a edytorem tkwi w tych stosunkowo nielicznych procedurach, które są inne
|
WÄ
tki
|