ďťż

(A) - Pierwsze słyszę? (R) - Ja też umię już posługiwać się MEDLINE'em...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Poszłam do budynku rektoratu Śląskiej Akademii Medycznej i poprosiłam o wyszukanie prac według słowa kluczowego: "Nietzsche". (A) - O kurcze! I co "wyskoczyło"? (R) - Wyskoczyło wiele prac. Między innymi praca A.H. Chapmana pt.: "Wpływ Nietzschego na koncepty Freuda"(*2). Mówię Ci, Freud nie wiele sam wymyślił. Czerpał z Nietzschego, ale zarzekał się, że nigdy go nie czytał, co zaprzecza kilka jego listów, które niedawno opublikowano. (A) - Wiesz, sprawdzę to, bo to jest niesamowite. Ale wróćmy do nadistot, bo to wydaje mi się interesujące. (R) - Nie boisz się, że gdy będziesz o nich debatował to Ci jakaś też przywali? (A) - To właśnie należy spokojnie rozważyć. Przede wszystkim muszę przyznać Ci rację, należy chyba odróżnić koncept "nadistot" od konceptu "nadludzi". Jak wiadomo Nietzsche był potężnym duchem XIX wieku (*3). Fizycznie był jednak chuderlakiem. Stale lokował swoje uczucia w niewłaś-ciwych osobach. Całe życie kochał się w Cosimie, żonie Wagnera, córce kompozytora Ferenca Liszta. Potem zakochał się nieszczęśliwie w żeńskim niezwykłym duchu epoki, Rosjance Lou Salome'. Stale był odrzucany. Miał hektyczne zmiany nastroju, cierpiał katusze, był stale samotny i jak sam to wymyślił, co podchwycił zdaje się Freud, spowodowało to w końcu, jak u wielu innych ludzi o takim losie, reakcję w postaci megalomanii. Stworzył koncept "nadludzi". Napisał pracę pt.: "Zmierzch bożyszczy, czyli jak filozofuje się młotem". Pół wieku później, na ogół przenikliwe idee filozoficzne tego umęczonego chuderlaka podchwycili naziści, kierowani przez chuderlaka Adolfa Hitlera oraz Stalin, także słaby fizycznie, zakompleksiony, samotny, złośliwy człowieczek. Tak toczyła się historia nadludzi pierwszej połowy XX wieku. Pomysł aby jakimś ludziom przypisywać prawa nadludzkie nie sprawdził się. Nadludzie Hitlera zapowiadali tysiącletnią Rzeszę, a rządzili tylko 13 lat. Idea komunizmu, który miał zapanować na zawsze nad światem runęła w gruzach po 80-ciu latach. Nadistoty Wiśniewskiego-Snerga to jednak coś innego. On mówił o takich bytach, dla których pojedyncze umysły ludzkie są prostymi elementami, które można sklejać w większe całości i wykorzystywać w pewnym, określonym celu. (R) - Czekaj, to trzeba wyświetlić dokładnie. Powiedziałeś wcześniej "ona była, on był potężnym duchem epoki". Co to za wyrażenie? Co to znaczy być potężnym duchem? (A) - Nie wiem dokładnie. Trzeba by pomyśleć. To tacy co potrafią złapać ducha siedzącego w skrytości i przewlec go do tutejszego świata. Przynajmniej część tych ludzi, których tak nazywam to byli tacy jacyś "nadwrażliwcy". Niektórzy z nich cierpieli na chorobę afektywną, czyli psychozę maniakalno-depresyjną! (R) - Co to jest choroba afektywna? (A) - Tak się dobrze składa, że nie muszę Ci tego tłumaczyć osobiście. Mogę Cię odesłać do dwóch wywiadów niejakiej Kay Redfield Jamison (*4,*5). Pani Kay Jamison, lekarz psychiatra, która utrzymywała początkowo fakt swojej choroby w tajemnicy, stała się wpierw uznanym, międzynarodowym autorytetem właśnie w zakresie choroby afektywnej. Potem udzieliła wywiadu, w którym opisuje swoje dzieje jako osoby nękanej napadami manni, depresji i dziwnych stanów mieszanych. Ona pierwsza zwróciła uwagę na niezwykłe zjawisko UBO, czyli fakt istnienia w jej mózgu i w mózgach większości chorych, cierpiących z powodu tej choroby tzw. "niezidentyfikowanych obiektów świecących" (Unidentified Bright Objects). (R) - Co im świeci? (A) - Wykonując badania przy pomocy tomografii kompu-terowej NMR, czyli tomografii magnetyczno-rezonansowej, jak i również przy pomocy PET, czyli pozytronowej tomografii emisyjnej, wykrywa się w obrębie mózgu tych chorych "ogniska nadaktywności". Na monitorach tomografów NMR i PET świecą one jak UFO na monitorach kontrolerów lotów pasażerskich i wojskowych
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.