ďťż

A oto dawna legenda, w postać obleczona, stała znowu przede mną...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
NIEBO MADAGASKARU Madagaskar bywał kapryśny jak żadna inna wyspa na ziemi; mało było krain równie pięknych i zarazem tak okrutnych. Oto niebo Madagaskaru. Łaskawe, szczodre, iskrzyło się tysiącem gwiazd, promieniało radością słońca i było zapraszające jak 20 uśmiech Malgaszek. Tu niebo jak nigdzie indziej rozpalało bujne nadzieje, budziło tęsknoty. Od niepamiętnych czasów przypływały tu ludy ze wszystkich stron świata i zakładały swe ogniska. I także ludzie Europy przypływali po dobrobyt, by gromadzić zasoby, napełniać swe spichrze, snuć plany na przyszłość. Ale to samo niebo, tak łaskawe i szczodre, zdobywało się nagle na potworne okrucieństwa i umiało wybuchać straszliwym gniewem. Co ręka ludzka wznosiła w cierpliwym mozole, to rozszalały żywioł nieba, bywało, niszczył w kilku minutach szaleństwa. Cyklony rozbijały do szczętu spichrze, plany i nadzieje ludzkie. Nie było kapryśniejszej wyspy na ziemi niż Madagaskar. — Jak to się stało? Jak doszło do katastrofy? — pytałem Obsta, gdy siedzieliśmy w hotelu u Pagoulatosa przy kolacji. W roku 1939, w piętnaście lat po jego przybyciu na Madagaskar, Obst stał u szczytu swego powodzenia. Liczne woły, jakie posiadał, zwoziły mu z wiosek Sakalawów do Antsezy zbiory rafii, a z An-tsezy tęgą motorówką, słynnym „Stachem", płynął towar rzeką Mahavavy, a następnie morzem do Madzungi. Z rafii Obst ciągnął świetne zyski, ale to niespożytej jego rzutkości nie starczyło. Ów syn gospodarski spod Trzemeszna miał w sobie coś z pierwszego Piasta, lubił kołodziejstwo i majstrowanie. Więc budował tęgie dwukołowe arby i własnego pomysłu prasy do rafii, jedno i drugie wielce poszukiwane przez Malgaszów i Europejczyków. Stać go było również na to, by własnym kosztem zbudować pięćdziesiąt sześć kilometrów drogi od Antsezy w stronę Madzungi. Władze kolonialne z wdzięcznością przejęły drogę i nadal ją utrzymywały. Obst mógł częściej jeździć do Madzungi, a miał wielkiego mercedesa. Wybuch drugiej wojny światowej uciął jak nożem eksport rafii; nikt już jej nie kupował, więc nikt także nie zamawiał wozów ani pras. Ale dopiero w 1943 spadła prawdziwie groźna klęska na Madagaskar, katastrofalna dla wyspy: cyklon. Uderzył od Oceanu Indyjskiego na wschodnie wybrzeże, gruchotał miasta, wsie i plantacje, wielkie statki w porcie Tamatawie wyrzucał na ląd. Wdzierając się dalej w głąb wyspy przybierał kształt koszmarnej ulewy. Całe bryły wody, tysiące Niagar, spadły z nieba na kraj w ciągu niewielu godzin: obłęd nieba. Dom Obsta w Antsezie stał na wysokim wzgórzu przy brzegu 21 gu, energicznie zaprotestował przeciw zo-ści i prosił sierżanta, żeby miast tego po-=yć na wysuniętej placówce. Powstał skan-ukarano degradując go. W pułku służyło :t w powodziowej katastrofie roku 1943 =go majątku, nie upadł na duchu, nie stra-przyszłość. Jednak znalazł się w pozycji odwrocie i szarpiącego się z coraz więk-niec wojny nie poprawił jego położenia, nie ruszył, nie sprzyjały mu także ros-fermenty polityczne. kie wybuchły w roku 1947 w centrum i na y się dalekim echem również na zachodzie. Obsta kilku Greków i Kreolów z Rśunion. gaszę zamierzają wyciąć wszystkich Euro-•onili się do Madzungi, podczas gdy Obst, czywiście pozostał i ledwie nie przypłacił szczepu Betsimisaraków, przebywający y powszechnym podnieceniem, postanowił rzekomego wroga. Przybył do niego z ukry-rzył niezdrowy blask jego oczu i dziwny, ię na baczności, toteż gdy napastnik znie-3t jeszcze szybciej zadał mu cios pięścią ze był silniejszy i żwawszy i niejeden raz ał się bronić w podobny sposób. Malgasza, ńcem podlegającym zaburzeniom umysłu1, oparcie o możnego sojusznika w Madzun-Winistórfera, której dostarczał całą swą był ponoć jego osobistym przyjacielem, adagaskaru i w przezwyciężenie powojen-liczył się z kaprysami madagaskarskiego >wy cyklon nawiedził wyspę i szczególnie bodzie. Wichura zerwała dachy Winistor-ewa przemoczyła zapasy rafii do tego stop-liu. Strata tysiąca trzystu bel cennego to- 23 jeziora Kinkony, a największe powodzie sięgały co najwyżej do stóp wzgórza. Jednak tym razem od rzeki Mahavavy szły do jeziora takie wały wzbierającej wody, że w przeraźliwie krótkim czasie poziom jeziora wzrósł o kilkanaście metrów i potop zalał cały kraj aż po wierzchołki drzew. Nawet Obstowy dom na szczycie wzgórza znalazł się w wodzie do połowy ścian. Dopiero po dziesięciu dniach woda zaczęła opadać obnażając całą grozę zniszczenia. Dom Obsta jako tako ocalał, ale jego cenny samochód, zatopiony całkowicie przez wiele dni, stał się bezużytecznym rupieciem. Gorzej, że rzeka Mahavavy zmieniając swe koryto, zmyła dotychczasowy głęboki nurt i naniosła wszędzie tyle piasku, że w płytkiej wodzie wszelka żegluga ustała. Pozbawiony dostępu do morza, Obst stracił życiodajną arterię. Motorówkę musiał sprzedać za bezcen. SILNY, A NIEMAL ZRUJNOWANY Obst był zupełnie głuchy na prawe ucho — pozostałość z okopów z pierwszej wojny światowej — a prawie głuchy na lewe ucho, więc trzeba było głośno mówić do niego, niemal krzyczeć. Prawem kontrastu ułomność ta — jak mi się zdawało — potęgowała zadzierżystość. Gdy mi opowiadał swe dawne przejścia, patrzałem ze zdumieniem na jego twarz, była bowiem bardzo polska i tak znamienna dla wielu mieszkańców dokoła Gopła. Ale rozwinięte dolne szczęki, typowo Obstowe, świadczyły o zdumiewającej czupurności. Powódź w 1943 roku wyrządziła mu niepowetowane szkody, ale jego samego nie złamała. Bojownik nieugięty, tak łatwo nie dał się zgnieść przeciwnośeiom, czego dowiódł już w okresie pierwszej wojny światowej. Z chwilą jej wybuchu dwudziestojednoletniego drągala, zdrowego jak ryba, zaciągnięto do cesarsko-niemieckiej armii i natychmiast wysłano na zachodni front. Szedł, bo nie mógł inaczej, ale swej polskości nigdzie nie ukrywał i miał stąd przykrości. Jego sierżant sztabowy, hakatysta, na każdym kroku prześladował „den Polacken" i posyłał go na najgorsze, stracone stanowiska. Ale Obst zawsze wracał cało, jak gdyby kule go się nie imały, i zdobywał jakąś osobliwą sławę w pułku. Gdy kiedyś sierżant znowu urągał „dem Polacken" przed frontem żołnierzy, Obst żu- 22 chwale wystąpił z szeregu, energicznie zaprotestował przeciw zohydzaniu jego narodowości i prosił sierżanta, żeby miast tego poszedł z nim razem walczyć na wysuniętej placówce. Powstał skandal, ale tylko sierżanta ukarano degradując go. W pułku służyło wielu Polaków
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.