Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Nie powinni¶cie zapominać,
jaka bywa klientela w
tych zakładach, i zdać sobie sprawę, czym to może dzieciom grozić. — Matka i
ojciec skinęli
głowami; nie odezwali się słowem. — Wolniej! — skarciła mnie ostro babka. — Jak
wszyscy młodzi
chłopcy lubisz się popisywać. — Zwolniłem. — Wiedeń — westchnęła. — W Wiedniu
zawsze
zatrzymywałam się w Ambasadorze.
— Ambasador nie podlega wywiadom — wyja¶nił ojciec.
— No, ja my¶lę, że nie — powiedziała babka. — Pewnie nie jedziemy nawet do
żadnego hotelu
kategorii A?
— To jest wyjazd kategorii B — przyznał ojciec. — W przeważaj±cej czę¶ci.
— Mam nadzieję, że po drodze przynajmniej jest z jeden obiekt kategorii A?
— Nie — nie ukrywał ojciec. — Jest jeden obiekt C.
— To fajnie •— ucieszył się Robo. — W kategorii C s± zawsze draki.
— Vfyobrażam sobie — skomentowała Johanna.
— To jest pensjonacik kategorii C, bardzo mały — rzekł ojciec, jakby
skromne rozmiary
rekompensowały wszystko inne.
132
133
— I staraj± się o kategorię B — dodała matka.
— Ale były skargi — uzupełniłem.
— Nic dziwnego — zakończyła Johanna.
— I zwierzęta — dorzuciłem. Matka posłała mi znacz±ce
spojrzenie.
— Zwierzęta? — zapytała Johanna.
— Zwierzęta — potwierdziłem.
— Podejrzenie, że s± tam zwierzęta — sprostowała matka.
— B±dĽ sprawiedliwy — zwrócił mi uwagę ojciec.
— Coraz lepiej! — wykrzyknęła babka. — Podejrzenie, że s± tam zwierzęta. Sier¶ć
na dywanach? I te
okropne odchody po k±tach! Czy wy wiecie, że na taki pokój, w którym był na
przykład niedawno
kot, reaguję natychmiast atakiem astmy?
— Ale skargi nie dotyczyły kotów — wyja¶niłem. Matka dała mi energicznego
kuksańca w bok.
— A czego, psów? — spytała Johanna. — W¶ciekłe psy! Które łapi± człowieka za
łydki po drodze do
łazienki.
— Nie — odparłem. — Nie psów.
— NiedĽwiedzi! — wykrzykn±ł Robo. Ale matka go zmitygowała:
— Z tym niedĽwiedziem to nie wiadomo na pewno, Robo.
— Żarty sobie stroicie — o¶wiadczyła Johanna.
— Jasne, że sobie stroj± żarty! — uspokoił j± ojciec. — Jak w pensjonacie mog±
być niedĽwiedzie?
— Tak było napisane w jednym li¶cie — wyja¶niłem. — Naturalnie Biuro
.Turystyczne uznało, że to
skarga wariata. Ale była druga inspekcja i drugi list z zażaleniem, że jest
niedĽwiedĽ.
Ojciec posłał mi w¶ciekłe spojrzenie we wstecznym lusterku, ale uważałem, że
skoro wszyscy mamy
brać udział w misji wywiadowczej, to nie zaszkodzi, je¶li postraszymy babkę.
— To najprawdopodobniej nie jest prawdziwy niedĽwiedĽ — powiedział Robo,
wyraĽnie
rozczarowany.
— Mężczyzna w przebraniu niedĽwiedzia! — wykrzyknęła Johanna. — A to co
znów za
perwersja? Jaki¶ brutal w przebraniu! I co to wszystko ma znaczyć? Tak,
to musi być mężczyzna
przebrany za niedĽwiedzia, nie mam co do tego najmniejszych w±tpliwo¶ci —
o¶wiadczyła. —
JedĽmy tam najpierw. Jeżeli w tej podróży czekaj± nas przygody kategorii C,
chciałabym je
mieć jak najprędzej za
sob±.
— Ale nie mamy tam rezerwacji na dzi¶ — powiedziała matka.
— Tak, lepiej dajmy im możliwo¶ć pokazania się z jak najlepszej
134
strony — dodał ojciec. Chociaż nigdy nie zdradzał się przed swoimi ofiarami, że
pracuje dla Biura
Turystycznego, to jednak uważał, że rezerwacje s± stosunkowo najprzyzwoitsz±
form± dania
personelowi szansy.
— Uważam, że nie ma potrzeby robić rezerwacji w miejscu uczęszczanym przez
mężczyzn,
którzy się przebieraj± za zwierzęta — o¶wiadczyła Johanna. — Jestem
przekonana, że tam s±
zawsze miejsca. Jestem przekonana, że go¶cie regularnie konaj± tam w łóżkach —
ze strachu czy z
powodu okrutnych krzywd, jakie i;n ten szaleniec w ohydnej niedĽwiedziej skórze
wyrz±dza.
— To jest prawdopodobnie jednak prawdziwy niedĽwiedĽ — powiedział Robo z
nadziej± w głosie,
ponieważ wobec obrotu, jaki przybrała rozmowa, uznał, że prawdziwy niedĽwiedĽ
byłby lepszy od
wyimaginowanego upiora babki. Przypuszczam, że prawdziwego niedĽwiedzia Robo
się nie bał
|
WÄ…tki
|