—Dalej, dalej, już ci się udaje — szepnęła Olga...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Wszedłem w cień i Zmrok zagę¶cił się. Przestrzeń wypełniła się gęst± mgł±. Barwy znikły całkowicie. Z dĽwięków pozostało jedynie bicie mojego serca — ciężkie i powolne, dĽwięczne, jakby kto¶ walił w bęben na dnie w±wozu. Jeszcze słyszałem ¶wiszcz±cy wiatr — to powietrze napływało do moich płuc, powoli je wypełniaj±c. Na moim ramieniu pojawiła się biała sowa. —Długo tak nie wytrzymam — szepn±łem otwieraj±c drzwi. Na tym poziomie drzwi, oczywi¶cie, nie były zamknięte. Pod nogami przemkn±ł ciemnoszary kot. Dla kotów nie istnieje ¶wiat zwyczajny i ¶wiat Zmroku, żyj± we wszystkich ¶wiatach jednocze¶nie. Jak to dobrze, że rozum maj± tylko koci. —Kici-kici-kici — wyszeptałem. — Nie bój się, kotku... Raczej dla wypróbowania własnej mocy niż z potrzeby zamkn±łem za sob± drzwi. O teraz, chłopcze, jeste¶ znacznie lepiej chroniony. Ale czy to ci pomoże, kiedy usłyszysz Zew? —WyjdĽ — powiedziała Olga. — Bardzo szybko tracisz siły. Na tym poziomie Zmroku niełatwo nawet do¶wiadczonemu magowi. Z ulg± wyrwałem się z tego poziomu. Tak, nie jestem agentem operacyjnym, mog±cym swobodnie poruszać się po wszystkich trzech warstwach Zmroku. Wła¶ciwie takiej potrzeby nie odczuwałem. Powoli zaczęło się rozja¶niać. Obejrzałem się — mieszkanie było wygodne i niezbyt zanieczyszczone przybyszami ze ¶wiata Zmroku. Kilka nitek sinego mchu przy drzwiach... nic strasznego, same nie przetrwaj±, kiedy już macierzysta kolonia została zniszczona. Rozległy się dĽwięki — wydaje się z kuchni. Zajrzałem tam. Chłopak stał przy stole i jadł czosnek, popijaj±c go gor±c± herbat±. —¦wiatło i Ciemno¶ć... — wyszeptałem. Teraz wydawał się jeszcze młodszy i bardziej bezbronny niż wczoraj. Chudy, niezgrabny, chociaż nie można było go nazwać słabym. Widać było, że zajmuje się sportem. Ma na sobie wyblakłe błękitne dżinsy i niebiesk± koszulkę. —Niebożę — powiedziałem. —Bardzo wzruszaj±ce — zgodziła się Olga. — Takie propagowanie magicznych wła¶ciwo¶ci czosnku, to ¶wietne posunięcie wampirów. Podobno sam Bram Stoker to wymy¶lił... Chłopiec wypluł na rękę przeżut± bryję i zacz±ł nacierać szyj± tym czosnkowym puree. —Czosnek to bardzo skuteczny ¶rodek — powiedziałem. —Tak. ¦wietnie chroni. Przed wirusami grypy — dorzuciła Olga. — Och, jak łatwo ginie prawda, a jak długo żyje kłamstwo... Ale chłopiec rzeczywi¶cie ma dużo mocy. Nie zaszkodzi Nocnemu Patrolowi jeszcze jeden nowy agent operacyjny. —Jest nasz? —Na razie niczyj. Nie ukształtowane przeznaczenie, sam widzisz. —A ku czemu się skłania? —Na razie nie można okre¶lić. Dopóki nie zrozumie całej sytuacji. Teraz jest zbyt wystraszony. Jest gotów zrobić wszystko, by tylko się uratować. Może stan±ć po stronie Ciemno¶ci albo też ¦wiatła. —Nie mogę go os±dzać za to. —Oczywi¶cie. ChodĽmy. Sowa zerwała się i przeleciała korytarz. Udałem się za ni±. Poruszali¶my się teraz trzykrotnie szybciej niż ludzie, to jedna z podstawowych cech Zmroku — zmiana tempa upływania czasu. —Tutaj poczekamy — zdecydowała Olga, znalazłszy się w pokoju—Ciepło, jasno i wygodnie. Usiadłem w miękkim fotelu przy stoliku. Spojrzałem na gazety, rozrzucone na stoliku. Nie ma nic ¶mieszniejszego niż czytanie prasy w Zmroku. „Malej± zyski z kredytów" — głosił tytuł. W rzeczywisto¶ci to zdanie wygl±da zupełnie inaczej. „Na Kaukazie ro¶nie napięcie". Można wzi±ć teraz gazetę i przeczytać prawdę. Rzeczywist±. To, o czym naprawdę my¶lał dziennikarz, klec±cy zamówiony artykuł. I te okruchy informacji, które otrzymał z nieoficjalnych Ľródeł. Prawdę o życiu i prawdę o ¶mierci. Tylko po co? Od samego pocz±tku nauczyłem się lekceważyć ten ludzki ¶wiat. Jest wprawdzie nasz± podstaw±. Nasz± kolebk±. Ale my jeste¶my Inni. My przechodzimy przez zamknięte drzwi i chronimy równowagę dobra i zła. Jest nas niewielu i nie potrafimy przekazywać naszych mocy potomnym... córka maga wcale nie musi być czarodziejk±, a syn wilkołaka nie musi przemieniać się podczas księżycowych nocy. Nie musimy kochać tego ¶wiata. Chronimy go tylko dlatego, że na nim pasożytujemy. Nienawidzę pasożytów! —O czym my¶lisz? — spytała Olga. W pokoju pojawił się chłopak. Rzucił się do sypialni — bardzo szybko, bior±c pod uwagę, że był w zwykłym ¶wiecie. Zacz±ł grzebać w szafie. —Tak o niczym. Smutno. —Zdarza się. Kilka pierwszych lat wszyscy to przechodz± — głos Olgi stał się już zupełnie ludzki. — Potem przywykasz. —Dlatego wła¶nie się smucę. —Powiniene¶ się cieszyć, że my jeszcze żyjemy. Na pocz±tku wieku populacja Innych spadła do krytycznego minimum. Wiesz, że omawiano już możliwo¶ć zjednoczenia Ciemno¶ci ze ¦wiatłem? Że nawet opracowywano programy eugeniczne? —Tak, wiem. —Nauka nas o mało nie wybiła. Nie wierzono w nas, nie chciano wierzyć. Uważano, że nauka zdolna jest zmieniać ¶wiat na lepsze. Chłopiec wrócił do go¶cinnego pokoju. Usiadł na tapczanie, zacz±ł poprawiać na karku srebrny łańcuszek. —A co, teraz jeste¶my lepsi? — spytałem. — Pochodzimy od ludzi. Nauczyli¶my się przechodzić w Zmrok, nauczyli¶my się przeobrażać naturę rzeczy i ludzi. Czy co¶ się zmieniło? —Choćby to, że wampiry już nie poluj± bez licencji. —Powiedz to człowiekowi, któremu wypijaj± krew... Na progu pojawił się kot. Patrzył na nas. Zamiauczał, gniewnie patrz±c na sowę. —Reaguje tak na ciebie — powiedziałem. — Olga, wejdĽ głębiej w Zmrok. —Już za póĽno — odpowiedziała Olga. — Wybacz... zagapiłam się... Chłopiec zeskoczył z tapczanu. Znacznie szybciej, niż to jest możliwe w ludzkim ¶wiecie. Niezgrabnie — jeszcze nie rozumiał, co z nim się dzieje — wszedł w swój cień. Teraz, padaj±c na podłogę, patrzył na mnie. Już ze Zmroku. —Odchodzę... — szepnęła sowa, znikaj±c. Pazury bole¶nie wpiły się w moje ramię. —Nie! — zakrzyczał chłopiec. — Wiem! Ja wiem! Jeste¶cie tutaj! Zacz±łem wstawać, rozkładaj±c ręce. —Widzę ciebie! Nie dotykaj mnie! Był w Zmroku. Jasne. Zdarzyło się. Bez czyjejkolwiek pomocy, bez kursów i stymulatorów, szkolenia przez maga-kuratora chłopiec przekroczył granicę między powszednim ¶wiatem i Zmrokiem. Od tego, jak po raz pierwszy wchodzimy w Zmrok, co zobaczymy i poczujemy — wiele zależy. Także i to, kim się staniemy
WÄ…tki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. SkĹ‚adam siÄ™ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ… gĂłwnianego szaleĹ„stwa.