ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Przeciwnie. Musisz mi o tym mówić często, musisz opowiadać, ilekroć mnie będziesz widział, a zobaczysz, że postaram się uzdrowić ciebie.
Sebastian potrząsnął głową.
Uzdrowić mnie? Po co? Przywykłem do tego marzenia, ono stało się częścią mojego życia. Kocham tę zjawę, chociaż ona ucieka przede mną, a niekiedy wydaje mi się nawet, że ona mnie odpycha. Proszę cię, ojcze, nie uzdrawiaj mnie
Opuścisz mnie znów, będziesz podróżował, powrócisz do Ameryki a ja z tą moją zjawą nie będę taki samotny
Dobrze, moje dziecko! szepnął doktor i tuląc Sebastiana do swej piersi, mówił dalej: A więc, do widzenia, mój synu! Mam nadzieję, że nie będziemy się już więcej rozstawali. Jeżeli wyjadę, postaram się, abyś tym razem pojechał razem ze mną.
Czy moja matka była piękna? zapytał chłopiec.
O tak, bardzo piękna! odpowiedział doktor stłumionym głosem.
Czy kochała ciebie, ojcze, tak jak ja cię kocham?
Sebastianie! Nie mów ze mną nigdy o twej matce! zawołał Gilbert i po raz ostatni uścisnąwszy swego syna, wybiegł z ogrodu.
Zamiast podążyć za nim, chłopiec opadł na ławkę ponury i przygnębiony.
Gilbert spotkał na dziedzińcu Billota i Pitou. Pokrzepili się już i opowiadali księdzu prefektowi szczegóły o zdobyciu Bastylii.
Gilbert raz jeszcze gorąco polecił Sebastiana opiece księdza Bérardiera i wsiadł do fiakra wraz ze swymi towarzyszami.
XXI
MADAME DE STAËL
Siadając do fiakra obok Billota i naprzeciw Pitou, Gilbert był bardzo blady. Ale doktor nie należał do ludzi, którzy załamują się pod wpływem silnego wzruszenia. Wsunął się w kąt pojazdu, ściskając rękami czoło, jak gdyby chciał zdławić nawał myśli. Przez chwilę pozostał bez ruchu, po czym odjął ręce od czoła, a twarz jego nabrała zgoła innego wyrazu wyrazu niezmąconego spokoju.
Powiedziałeś mi, drogi Billot, że król dał dymisję baronowi Neckerowi?
Tak, panie doktorze.
I że rozruchy w Paryżu zostały w pewnym stopniu właśnie przez to wywołane?
Nawet w bardzo dużym stopniu.
Dodałeś przy tym, drogi Billot, że pan de Necker miał jakoby niezwłocznie opuścić Wersal
Podczas obiadu miał jakoby otrzymać od króla list z dymisją, a już po godzinie znajdował się w drodze do Brukseli.
Czy jest tam obecnie?
Powinien tam chyba być.
Czy nie słyszeliście nic o tym, by miał się zatrzymać po drodze?
Owszem, zatrzymał się w SaintOuen, aby pożegnać się ze swą córką, baronową de Staël.
A czy baronowa wyjechała z nim razem?
Słyszałem, że minister miał wyjechać tylko ze swoją żoną.
Proszę się zatrzymać przy pierwszym napotkanym sklepie z ubraniem! zwrócił się naraz Gilbert do woźnicy.
Czy pan doktor ma zamiar się przebrać? zapytał go Billot.
Tak. To ubranie przesiąkło pleśnią murów Bastylii i nie można w nim złożyć wizyty córce ministra, który popadł w niełaskę. Poszukaj, mój Billot, po kieszeniach, może tam znajdziesz parę ludwików.
A to ci dopiero! zawołał stary wieśniak. Zdaje się, że pan doktor zapomniał swojej sakiewki w Bastylii.
Takie są przecież przepisy odpowiedział Gilbert. Wszystkie wartościowe rzeczy zostawia się w kancelarii więziennej.
Gdzie one pozostają na zawsze dodał Billot, wyciągając do doktora swą szeroką dłoń, w której znajdowało się około dwudziestu złotych ludwików.
Proszę, panie doktorze
Gilbert wziął dziesięć złotych monet. Parę chwil później pojazd zatrzymał się przed sklepem z gotowymi ubraniami. Zwyczaj kupowania gotowych ubrań rozpowszechniał się wtedy coraz bardziej.
Gilbert zamienił swoje odzienie na czarny, bardzo przyzwoity surdut, jaki zazwyczaj miewali na sobie przedstawiciele mieszczaństwa zasiadający w Zgromadzeniu Narodowym.
Toaletą doktora uzupełnił fryzjer, Sabaudczyk. Następnie woźnica zawiózł doktora przez zewnętrzne bulwary do SaintOuen. Zegar katedry Świętego Wojciecha wydzwaniał siódmą godzinę, gdy Gilbert wysiadł przed pałacem barona de Neckera. Niezmącona cisza, którą zakłóciło jedynie przybycie fiakra, panowała teraz dokoła tego domu, tak licznie do niedawna odwiedzanego. Nie było tu jednak ani owego nastroju przesiąkniętego melancholią, jaki otacza opuszczone pałace, ani posępnego smutku, tak charakterystycznego dla zaniedbanych domów. Zamknięte bramy i bezludne dziedzińce świadczyły wprawdzie o wyjeździe właściciela, ale nie było w tym śladu smutku lub pośpiechu. Ponadto w jednej z części pałacu, wychodzącej na wschód, widać było rozchylone firanki, a kiedy Gilbert udał się w tamtą stronę, kamerdyner w liberii barona de Neckera wyszedł mu na spotkanie. Po obu stronach żelaznych sztachet potoczyła się następująca rozmowa:
Przyjacielu, czy baron de Necker jest nieobecny?
O, tak
Pan baron w sobotę udał się do Brukseli.
A pani baronowa?
Wyjechała wraz z panem baronem.
A pani baronowa de Staël?
Pani baronowa zamieszkała tutaj, ale nie jestem pewien, czy zechce pana przyjąć. Jest to pora, kiedy odbywa swój spacer.
Proszę pójść i dowiedzieć się, gdzie pani baronowa się znajduje oraz zameldować, że przyszedł doktor Gilbert.
Zaraz się dowiem, czy pani baronowa jest w swoich apartamentach. Z pewnością przyjmie pana doktora, ale jeżeli jest na spacerze, mam polecenie nie przeszkadzać jej.
Doskonale. Proszę pójść i dowiedzieć się. Kamerdyner otworzył bramę. Gilbert wszedł. Zamykając bramę kamerdyner obrzucił jednak niedowierzającym spojrzeniem pojazd, który przywiózł doktora, oraz owe dwie nieznajome postacie, towarzyszące mu, czyli Billota i Pitou. Kamerdyner odszedł kiwając głową, jak człowiek, którego wprawdzie zawiodła jego inteligencja, ale który jednocześnie wątpi, czy ktokolwiek inny byłby w stanie zrozumieć to, co dla niego osobiście jest otoczone całkowitym mrokiem.
Gilbert pozostał sam i czekał. Po upływie pięciu minut kamerdyner wrócił.
Pani baronowa jest na spacerze rzekł, składając jednocześnie pożegnalny ukłon doktorowi.
Ale doktor nie dawał za wygraną.
Mój przyjacielu rzekł do kamerdynera zechciej to zrobić dla mnie i zamelduj pani baronowej, że jestem osobistym przyjacielem markiza Lafayettea.
Złota moneta, wsunięta do ręki służącego, przełamała resztki wahania, które już zaczęło ustępować na dźwięk przed chwilą wypowiedzianego nazwiska.
Proszę, zechce pan wejść dalej.
Gilbert udał się za służącym. Ale zamiast do domu, kamerdyner prowadził doktora do parku.
To jest ulubione miejsce pani baronowej powiedział, wskazując Gilbertowi wejście do pewnego rodzaju labiryntu. Zechce pan tu zaczekać
|
WÄ
tki
|