Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
— Siadaj gdzie¶.
Wybrałem stylowe krzesło dębowe. Milczałem. Nie wiedziałem, co powiedzieć. W obliczu ¶mierci — człowieka b±dĽ ukochanego zwierzęcia — nawet los dzieł sztuki schodził na plan dalszy. Dlatego byłem wdzięczny, gdy Jerzy po kilku cierpkich słowach na temat pracy naszego departamentu i mojej nieodpowiedzialno¶ci, przeszedł do sprawy włamania interesuj±cego Ikara.
— Stracili¶my okazję do namierzenia willi w Milanówku — mówił
powoli. Wstał i podszedł do biurka. — Kto wie, może Ikar zrezygnuje
z włamania do tajemniczego kolekcjonera. Zabili mi psa... ja się wycofu
ję. Mam tego dosyć. Ty też daj sobie spokój.
Nie poznawałem go. To nie było w stylu Batury. On nie popu¶ciłby mordercy ukochanego czworonoga. Miał Jerzy co¶ z m¶ciciela, choć jego powierzchowno¶ć przeczyła temu wizerunkowi. Wiedziałem dobrze, że i on potrafił być okrutny wobec bliĽnich, dlatego odebrałem jego słowa ze zdziwieniem.
Jeszcze większe zdumienie ogarnęło mnie, gdy Batura pu¶cił do mnie „oko" i wyjętym z kieszeni ołówkiem zapisał na kartce notesu kilka słów, a następnie podał mija.
Odczytałem tre¶ć.
Jeste¶my podsłuchiwani. Nie mów za wiele. Odpowiadaj na moje pytania.
Zrozumiałem już powód jego dziwnego o¶wiadczenia o rezygnacji ze współpracy z Ikarem (choć było to naiwne posunięcie, ponieważ przeciwnik mógł na to nie pozwolić i zmusić Jerzego szantażem do dalszej współpracy). W tej chwili jednak byłem pod wrażeniem odkrycia Batury — cudzoziemiec nas inwigilował. Założył tutaj podsłuch i Jerzy to odkrył.
Plotłem co¶ trzy po trzy, a w tym czasie Batura napisał kolejne zapytanie do mnie.
Czy masz komórk±, któr± znaleĽli¶my w skrytce bagażowej? Kiwn±łem głow±, więc Jerzy pisał dalej. Ma wbudowan± „pluskw±".
Jeszcze nie tak dawno sam ogl±dałem telefon Nokia, który dostali¶my od Ikara, lecz nie znalazłem żadnego urz±dzenia podsłuchowego. Jerzy był bardziej dokładny ode mnie — znalazł „pluskwę"!
W dalszym ci±gu rozmawiali¶my w podobnym tonie, a jednocze¶nie prowadzili¶my „konwersację" na pi¶mie.
BATURA: Pokażemy im!
JA: Jak?
BATURA: Masz jaki¶ pomysł?
JA: Trzeba znaleĽć will± w Milanówku i zaczaić si± tam na Ikara. Znasz tamtejszych mafiosów?
BATURA: Nie wiem, o którego chodzi.
JA: Tak dużo ich tam mieszka???
BATURA: Wybacz, nie na wszystkie pytania odpowiem.
JA: Nie możemy chodzić od jednego do drugiego mafiosa. Musimy znać konkretne nazwisko. Albo zdobyć informacj±, który z wysoko postawionych członków mafii kolekcjonuje dzieła sztuki.
BATURA: Większo¶ć z nich lubi szpanować na znawców sztuki, choć nie rozróżniaj± Moneta* od Maneta**.
JA: Proponuj± mały rekonesans po Milanówku. Dzi¶ w nocy. Udam si± zaraz do swojej kawalerki, a przed północ± wymkn± si± z domu. Dla Ikara będę spał smacznie w łóżku.
BATURA: OK. Wy¶l± meila do mojego człowieka, żeby przyjechał tutaj i porz±dnie za mnie chrapał. Przechytrzymy tego Saint--Germaina.
* Claude Monet (1840—1926) — malarz francuski, jeden z twórców i główny reprezentant impresjonizmu.
** Edouard Manet (1832—1883) — malarz francuski i grafik; utorował drogę impresjonistom i przełamał konwencjonalne tradycje sztuki akademickiej XIX w.
Jak ustalili¶my—tak zrobili¶my. Oczywi¶cie daleko było do przechytrzenia przeciwnika, gdyż wyjazd do Milanówka jeszcze niczego nie wyja¶niał. Nie było pewno¶ci, jaka willa zainteresowała naszego prze¶ladowcę, ale nic nie szkodziło przejechać się po tej miejscowo¶ci Ikar milczał. I je¶li naprawdę nas podsłuchiwał, noc była idealn± por± na mały rekonesans. Mogli¶my też swobodnie pogadać podczas owej „schadzki" odwiecznych przeciwników, gdyż komórki zostawili¶my w domu.
Jerzy czekał na mnie na małym parkingu naprzeciwko budyneczku Straży Miejskiej w centrum Milanówka, w czę¶ci nazwanej Rynkiem. Dochodziła 23:30 i na głównej ulicy panowały pustki, gdzieniegdzie pojawiła się grupka młodych ludzi udaj±ca się na ubaw, czasami przejechał samochód lub cierpi±cy na bezsenno¶ć mieszkaniec szedł do sklepu nocnego na rogu ulic Warszawskiej i Krzywej. Tory za stacj± milczały, za nimi, po drugiej stronie zapadł w głębok± narkozę las. Ciemnej masy drzew nie rozpraszało nawet ostre ¶wiatło księżyca, który triumfował na rozgwieżdżonym, ciemnogranatowym nieboskłonie. Był miły, ciepły wieczór, jaki tylko może przytrafić się w wakacje.
Jerzy wyja¶nił, że najbardziej okazałe wille znajdowały się zatorami, w północnej czę¶ci tej podwarszawskiej miejscowo¶ci letniskowej.
Jechałem za BMW Batury. Wiaduktem biegn±cym nad torami dostali¶my się na drug± stronę i zaraz skręcili¶my w prawo za budynkiem miejscowego O¶rodka Kultury. Minęli¶my skwer i ko¶ciół parafialny. Dopiero na pobliskim placu Starzyńskiego odbili¶my w prawo, klucz±c teraz po wyludnionych, schludnych i słabo o¶wietlonych uliczkach. Wszędzie rosły tutaj okazałe drzewa, zasłaniaj±ce widok na czaj±ce się za ogrodzeniami i żywopłotami domy — nowoczesne wille, dworki, a czasami nawet i zwyczajne rudery.
Stanęli¶my za rogiem uliczki Piasta. Wył±czyli¶my silniki i dalej poszli¶my pieszo. Batura zabrał na wszelki wypadek noktowizor.
— Pewien zamożny go¶ć — mówił cicho — mniejsza o jego nazwisko, kupował swego czasu polskich impresjonistów. Czasami nabywał też białe kruki. Nie wiem... może o niego chodzi? Ale równie dobrze może to być inny „kolekcjoner". Nie my¶l sobie, że w weekendy pijam z mafiosami drinki. Nie należę do mafii i dobrze o tym wiesz. Czasami jednak zdarzało się robić interesy z niektórymi z nich. Nie znam tych z topu.
Tłumaczył się. Ja jednak nie odzywałem się. Byłem mu to winien. ¦wiadomo¶ć ¶mierci Saby wci±ż nie mogła ulecieć z mojej głowy. Co
pewien czas nachodziły mnie niekontrolowane ataki wyrzutów sumienia. Dopadało mnie także zw±tpienie. Nie miałem bowiem pojęcia, czy dobrze robiłem uganiaj±c się z Batura po Milanówku
|
WÄ…tki
|