Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Miałam zaoszczędzone siedemdziesi±t
centów, które zarobiłam, sadz±c wiosn± ziemniaki u pani Crawford. Pani Wiley nic o nich nie
wiedziała. Zarobiłam je, jak ona pojechała w odwiedziny do swojej kuzynki. Pomy¶lałam
więc, że przekradnę się tu, do Glen, kupię bilet do Charlottetown i znajdę tam sobie jakie¶
zajęcie. Bo musicie wiedzieć, że ja wszystko umiem robić. I pracowita jestem, jak mało kto.
No więc w czwartek wstałam bardzo wcze¶nie, jeszcze zanim obudziła się pani Wiley, i
ruszyłam piechot± do Glen. Sze¶ć mil. Ale kiedy doszłam do stacji, okazało się, że zgubiłam
pieni±dze. Nie mam zielonego pojęcia, gdzie i kiedy to się stało. Co miałam robić? Gdybym
wróciła, szanowna pani Wiley zdarłaby ze mnie skórę. No więc ukryłam się w tej starej
szopie.
— I co teraz zrobisz? — zapytał Jerry.
— A bo ja wiem? My¶lę, że będę musiała wrócić i wypić piwo, jakiego sobie nawarzyłam.
Teraz, jak mam pełny żoł±dek, łatwiej mi o tym my¶leć.
Mary powiedziała to ¶miało i beztrosko, ale jej oczy zdradzały ukryty lęk. Una nagle
zsunęła się ze swego miejsca na nagrobku i usiadła obok Mary, obejmuj±c j± ramieniem.
— Nie wracaj tam. Zostań z nami.
— Och, pani Wiley z pewno¶ci± mnie znajdzie — powiedziała Mary. — Możliwe, że już
wpadła na trop. Jeżeli wasza rodzina nie ma nic przeciwko temu, to my¶lę, że mogę tu zostać,
dopóki ona mnie nie dopadnie. Jak± byłam straszliw± idiotk±, my¶l±c, że uda mi się przed ni±
uciec. Ta baba nawet lisa wystrychnęłaby na dudka. Ale czułam się taka nieszczę¶liwa.
Głos Mary zadrżał, choć nie lubiła przyznawać się do własnej słabo¶ci.
— Nawet psa traktuje się lepiej niż ja byłam traktowana przez te cztery lata.
— Była¶ u pani Wiley cztery lata?
— No tak. Jak miałam osiem lat, wzięła mnie z przytułku w Hopetown.
— W tym samym sierocińcu była pani Blythe! — wykrzyknęła Faith.
— Mieszkałam tam dwa lata. Zabrali mnie do przytułku, jak miałam sze¶ć lat, bo mama się
powiesiła, a ojciec poderżn±ł sobie gardło.
— Na smoka ¶więtego Jerzego! Dlaczego to zrobili? — spytał Jerry.
— Byli alkoholikami — lakonicznie odparła Mary.
— I nie masz żadnych krewnych?
— Nie wiem. Pewnie musiałam mieć jak±¶ dalsz± rodzinę. Ochrzcili mnie prawie tuzinem
rodzinnych imion. Moje pełne nazwisko to Mary Marta Lucilla Moor Bali Vance. Macie
pojęcie? Mój dziadek był bogaczem. Założę się, że miał więcej pieniędzy od waszego
dziadka. Ale mój stary wszystko przepił, a mama dzielnie mu pomagała. Oni też mnie bili.
Wła¶ciwie to tak przywykłam do lania, że pewnie byłoby mi bez tego smutno.
Mary potrz±snęła głow±. Domy¶liła się, że dzieci pastora jej współczuj±, że lituj± się nad
ni± z powodu tych razów, a ona nie życzyła sobie, aby ktokolwiek się nad ni± litował.
Wolałaby, żeby jej zazdroszczono. Rozejrzała się wesoło dookoła. Jej dziwne oczy zal¶niły,
przygnębienie zniknęło bez ¶ladu. Pokaże tym malcom, kim jest naprawdę.
— Strasznie często chorowałam — o¶wiadczyła z dum±. — Mało które dziecko zdołałoby
przeżyć to wszystko, co ja przeszłam. Miałam szkarlatynę i ospę, a poza tym różyczkę, i
jeszcze ¶winkę, i koklusz, a do tego zapalenie płuc.
— A czy była¶ kiedy¶ ¶miertelnie chora? — dopytywała się Una.
— Czyja wiem… — niepewnie odparła Mary.
— Pewnie, że nie — za¶miał się Jerry — bo jak kto¶ jest ¶miertelnie chory, to umiera.
— Och, to prawda, że wła¶ciwie nigdy nie umarłam — powiedziała Mary — ale raz byłam
strasznie bliska umarcia. Wszyscy już my¶leli, że nie żyję, i wła¶nie zamierzali mnie
pochować, kiedy się ocknęłam i odzyskałam przytomno¶ć.
— Jak to jest, kiedy się jest prawie martwym? — zainteresował się Jerry.
— Wcale nie jest. Już po kilku dniach nic z tego nie pamiętałam. To było wtedy, jak
miałam zapalenie płuc. Pani Wiley nie wezwała lekarza. Powiedziała, że nie będzie ponosić
takich kosztów dla zwykłej służ±cej. Stara ciotka Krystyna McAllister leczyła mnie okładami.
Uratowała mnie. Choć czasem żałuję, że umarłam tylko do połowy, wolałabym umrzeć
całkiem i mieć spokój. Byłoby mi wtedy lepiej.
— Pod warunkiem — odezwała się Faith tonem pełnym zw±tpienia — że trafiłaby¶ do
nieba.
— No, a gdzie indziej mieliby trafiać ludzie po ¶mierci? — spytała zdziwiona Mary.
— Widzisz, jest jeszcze piekło — powiedziała Una, ¶ciszaj±c głos i obejmuj±c Mary, aby
złagodzić tę straszliw± nowinę.
— Piekło? A co to takiego?
— To takie miejsce, w którym mieszka diabeł — wyja¶nił Jerry. — Przecież wiesz, kto to
jest diabeł. Sama o nim mówiła¶.
— No tak, prawda, ale sk±d mogłam wiedzieć, że on gdzie¶ mieszka? S±dziłam, że diabeł
po prostu włóczy się tu i tam
|
WÄ…tki
|