ďťż

— To było zdumiewające - powiedziała...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
- Dziękuję ci. — To dość proste, naprawdę - odparł z uśmiechem. - Po prostu pomogłem twojemu ciału zrobić to, co i tak w końcu by zrobiło. — Właśnie mi udowodniłeś, że magia niewątpliwie może być wykorzystywana do czynienia dobra - stwierdziła Zana, odwzajemniając uśmiech. - Dobroczynny skutek jest wyraźnie zauważalny. — Dawno już nikt mi tak nie pochlebił - roześmiał się Kaj. - Chyba mi się to podoba. — To nie były pochlebstwa - odparła. - Każde moje słowo było prawdziwe. I jestem pewna, że wszystkie kobiety mają dla ciebie tylko słowa pochwały. — Och, kiedyś tak było - odpowiedział - ale dawno, bardzo dawno temu. Zana spojrzała na niego L zaciekawieniem. — Właśnie chciałam cię zapytać... Powiedziałeś mi, że kiedy Gemma była dzieckiem, ty już byłeś czarodziejem. Ale... — Nie jestem taki młody, na jakiego wyglądam - przerwał jej. - Rozumiesz, próżność to jeden z atrybutów czarodzieja. Czy tego chce, czy nie. — Zana ucieszyła się, że Kaj może z tego żartować, lecz wciąż była oszołomiona. Jestem dwa razy starszy od Gemmy - wyjaśnił Kaj. - Mój wygląd to jedna z dodatkowych korzyści. - Och. - Zana poczuła, że się rumieni. Tego dnia jechali pod czystym, bladym niebem. Minęli słone moczary i zbliżali się właśnie do jałowych obszarów, gdzie nadbrzeżna droga okrążała Diamentową Pustynię. Wiatr wiał od południowego zachodu - dokładnie od strony pustyni - i bezchmurne niebo było czymś naturalnym. Oboje byli pochłonięci własnymi myślami. Zana uważnie obserwowała skały i piaszczyste wydmy; pamiętała, że to właśnie tutaj Jaskółki spotkały po raz pierwszy żywioły, a potem groźnych Szarych Jeźdźców. Kaj wiedział, jak przykre wspomnienia łączyły się dla niej z tą okolicą; sam także odczuwał wyraźny niepokój. Było tu coś niepokojącego - czuł się coraz bardziej spięty, miał wrażenie jakiegoś ciężaru, spoczywającego na piersiach, a jego serce biło gwałtownie. Gdyby ta myśl nie była tak absurdalna, mógłby przypuszczać, że zbliża się gwałtowna burza. Rozglądał się z niepokojem, lecz nie dostrzegał niczego, co mogłoby wyjaśnić jego złe przeczucia. Kiedy pożeracze nieba, niby zwiastuny zguby, przemknęły z rykiem nad ich głowami, Kaj i Zana zadrżeli gwałtownie, tak że omal nie spadli z wierzchowców. Lecz zanim zdołali uspokoić przerażone konie, stało się jasne, że ogromne metalowe ptaki nie interesują się nimi. Po chwili pożeracze nieba były już daleko nad morzem, poruszając się z tak wielką prędkością, że ich ryk był już teraz nieprzyjemnym brzęczeniem. - Lecą do tamtej chmury - powiedziała Zana, wytężając wzrok. Kaj nie odpowiedział, ogłuszony rykiem wzbudzających grozę pożeraczy nieba. - W tej chmurze jest coś dziwnego - ciągnęła Zana. - Nie było jej tam przedtem - w jej środku rozbłyskuje jakiś błękit - jak błyskawice. Kaj wytężył wzrok i zobaczył, że jest tak w istocie. - Ale przecież błyskawica nie pojawiłaby się w pojedynczej chmurze odparł. - Nie usłyszeliśmy też żadnego grzmotu. - Pożeracze nieba zbliżają się do niej! - zawołała Zana. - Patrz! - Przyglądali się w milczeniu, jak pod chmurą rozkwita krzak żółtego światła. Potem niebo błysnęło raz jeszcze, rzucając przerażające cienie wokół całej chmury. Minęły długie chwile, nim huk eksplozji dotarł do przyglądających się z niedowierzaniem wędrowców. - Co to jest? - szepnęła Zana, lecz Kaj nie odpowiedział. Całą jego uwagę przykuwała odległa bitwa. Pożeracze nieba były prawie niewidoczne, lecz jeszcze dostrzegalne - unosiły się brzęcząc gniewnie wokół chmury, jak rozgniewane owady. Nastąpiły kolejne eksplozje. Potem, nagle, bez żadnego ostrzeżenia, ogromna kula jasnopomarańczowego płomienia ogarnęła chmurę i trzy pożeracze nieba. Kaj i Zana zakryli oczy, chroniąc je przed oślepiającą jasnością. Trwało to zaledwie kilka chwil. Podnieśli wzrok, gdy po niebie przetaczał się dźwięk największej eksplozji. Chmura zdawała się nie zmieniona atakiem pożeraczy nieba, lecz po agresorach nie pozostał żaden ślad. Kaj i Zana przez jakiś czas zajęci byli uspokajaniem swoich wierzchowców, lecz potem, gdy spojrzeli na siebie, dostrzegli w swoich oczach lęk i oszołomienie. Te moce przekraczają moje rozumienie - rzekł Kaj. - Nie chciałbym tam być. — Ja też - przytaknęła bez tchu Zana. - Czy to już się skończyło? — Mam nadzieję! Ruszyli więc dalej w drogę, co jakiś czas spoglądając trwożliwie na morze. Minęło pół godziny, nim ośmielili się wyrazić to, co w tej samej chwili przyszło im do głowy. — Zbliża się - powiedziała Zana, dusząc w sobie przerażenie. — Wiem - odparł Kaj, udając spokój. - Nie mogę tego zrozumieć - ta chmura porusza się pod wiatr. - Ogarnęło go przeczucie zbliżającego się nieszczęścia. — Czy możemy ją ominąć? — Mam nadzieję. Według swojego kursu, powinna przejść przed nami. Poczekamy tu jakiś czas i pozwolimy jej przejść. Zeskoczyli z siodeł, uspokoili wciąż zaniepokojone konie, a potem usiedli milcząc na ziemi i przyglądali się chmurze. Wciąż rozbłyskiwało w jej wnętrzu niesamowite błękitne światło, i teraz rozbłyski te można już było zobaczyć wyraźnie. Jednocześnie zrozumieli, co się dzieje, i spojrzeli na siebie z przerażeniem. Słowa nie były potrzebne. Skoczyli na siodła, przynaglając niespokojne konie do dzikiego galopu. Chmura zmieniła kierunek i zmierzała wprost do miejsca, w którym siedzieli. Gdyby nie umknęli w porę, prawdopodobnie przeszłaby wprost nad ich głowami. Konie pędziły waląc kopytami, gnane strachem - własnym i jeźdźców. Ale nie mogli uciec. — Nadchodzi! - zawołała Zana przekrzykując szum wiatru. Nad nimi majaczyła wielka chmura, zasłaniając słońce. Nagle zrobiło się zimno. — Nie zatrzymuj się! - odkrzyknął Kaj. - Może jeszcze się uda! - Ale następna chwila dowiodła, że się mylił. — W jednej chwili galopowali, a już w drugiej niewidzialne ręce wyrwały ich z siodeł i, oszalałych z przerażenia, uniosły w powietrze. Ziemia zawirowała, gdy jakaś niewidzialna siła ciągnęła Kaja i Zanę do góry. A potem ziemia zniknęła. Znaleźli się w chmurze. ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY Chmura ich pochłonęła... lecz byli w niej zaledwie parę chwil
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.