Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
— Kłamiesz. Przyznaj, że kłamiesz.
— Do diabła, Tano. Przestań mnie o to podejrzewać! To nie jest takie proste, jak my¶lisz. Byli¶my małżeństwem prawie dwadzie¶cia lat, na miło¶ć bosk±... Nie mogę po prostu rzucić wszystkiego z dnia na dzień, zwłaszcza, je¶li chodzi o dziewczynki — popatrzył na ni± ponuro, podszedł do niej wolno i usiadł obok. — Kocham cię, Tan... Potrzebuję tylko trochę czasu, żeby sobie z tym wszystkim poradzić...
Odwróciła się do niego plecami i odeszła na drugi koniec pokoju.
— Już to kiedy¶ słyszałam. — Spojrzała mu w twarz, w jej oczach były łzy. — Moja matka słuchała takich bzdur przez siedemna¶cie lat, Drew.
— To nie s± bzdury, Tan. Potrzebuję tylko czasu. To jest bardzo trudne dla nas wszystkich.
— ¦wietnie. — Wzięła swoj± torbę i palto z krzesła. — Więc zadzwoń do mnie, jak już będziesz miał to za sob±. Wydaje mi się, że dopiero wtedy będę w stanie się tob± cieszyć.
Ale zanim dotarła do drzwi chwycił j± za ramię.
— Nie rób tego. Proszę...
— Dlaczego nie? Eileen jest w mie¶cie. Zadzwoń do niej. Na pewno chętnie dotrzyma ci dzi¶ w nocy towarzystwa. — Tana u¶miechnęła się sarkastycznie, staraj±c się ukryć swój ból. — Możesz spać na kanapie... albo z ni±, je¶li chcesz.
Otworzyła drzwi, a on wygl±dał tak, jakby za chwilę miał się rozpłakać.
— Kocham cię, Tan.
Gdy usłyszała te słowa, miała ochotę usi±¶ć i płakać. Nagle odwróciła się do niego i, gdy spojrzała mu w oczy, cała jej siła gdzie¶ się ulotniła.
— Nie rób mi tego, Drew. To niesprawiedliwe. Nie jeste¶ wolny... nie masz prawa... Ale w tej chwili uchyliła drzwi do swego serca na tyle, że znowu udało mu się doń w¶lizn±ć. Bez słowa przyci±gn±ł j± do siebie, pocałował namiętnie, a ona poczuła, jak mięknie i ulega mu. Kiedy j± pu¶cił, spojrzała na niego.
— To niczego nie rozwi±zuje.
— Nie. — Mówił już spokojniej. — Ale czas to rozwi±że. Daj mi tylko szansę. Przysięgam, że nie będziesz żałować. — I wtedy powiedział to, co przerażało j± najbardziej. — Którego¶ dnia chciałbym się z tob± ożenić, Tan.
Chciała go powstrzymać, cofn±ć film do momentu zanim to powiedział, ale to już nie miało znaczenia, bo do domu wpadły ¶miej±c się i krzycz±c dziewczynki, gotowe do wspólnej zabawy. Popatrzył na ni± ponad ich głowami i szepn±ł bezgło¶nie.
— Proszę, zostań.
Wahała się przez chwilę. Wiedziała, że powinna wyjechać, i tego wła¶nie chciała. Tu nie było dla niej miejsca. Przecież spędził noc z kobiet±, któr± po¶lubił, i razem z dwójk± swoich dzieci obchodzili ¦więta Bożego Narodzenia. Gdzie tu było miejsce dla Tany? Ale kiedy patrzyła na niego nie mogła odej¶ć. Chciała być czę¶ci± tej rodziny, należeć do niego, do niego i dziewczynek, nawet je¶li się z ni± nie ożeni. Nie pragnęła małżeństwa. Chciała tylko być z nim, tak jak wtedy, kiedy się poznali. Powoli odstawiła torbę i odłożyła palto. Spojrzała na niego, a on się u¶miechn±ł. Poczuła, jak wszystko w niej znów poddaje się jego mocy. Julie objęła j± czule w pasie, Elizabeth zachichotała.
— Dok±d chciała¶ i¶ć, Tan? — Elizabeth była bardzo dociekliwa. Fascynowało j± wszystko, co Tana zrobiła czy powiedziała.
— Och, nigdzie. — U¶miechnęła się do tego ¶licznego, dorastaj±cego dziecka. — No, a co chciałyby¶cie teraz robić? — Dziewczynki ¶miały się, żartowały, a Drew gonił je po pokoju. Nie widziała go nigdy tak szczę¶liwym. PóĽniej tego popołudnia wybrali się do kina, jedli prażon± kukurydzę w rożkach, potem zabrał je do La Brea Tar Pits, wieczorem do Perino na kolację, a kiedy w końcu wrócili do domu, cała czwórka była już gotowa, żeby pój¶ć do
łóżka. Julie zasnęła w ramionach Drew, a Elizabeth udało się dotrzeć do łóżka o własnych siłach. Tana i Drew usiedli przed kominkiem w salonie i rozmawiali szeptem. Delikatnie dotkn±ł jej złotych włosów, które tak uwielbiał.
— Cieszę się, że została¶ kochanie... Nie chciałem, żeby¶ odeszła...
— Ja też się cieszę, że zostałam. — U¶miechnęła się do niego, czuj±c swoj± słabo¶ć a jednocze¶nie przypływ młodzieńczej rado¶ci życia, niewła¶ciwy, jak s±dziła, w jej wieku. Wyobrażała sobie, że z biegiem czasu będzie dojrzalsza, mniej wrażliwa i sentymentalna. Ale on działał na ni± szczególnie, jak żaden mężczyzna do tej pory.
— Obiecaj mi, że to już się nigdy nie powtórzy... — Jej głos przechodził w szept.
— Obiecuję, kochana — popatrzył na ni± z czułym u¶miechem.
Rozdział szesnasty
Tan i Drew spędzali wiosnę tego roku sielankowo i beztrosko, zupełnie jak w bajce. Drew przylatywał mniej więcej trzy razy w tygodniu, a ona jeĽdziła do L.A. w każdy weekend. Chodzili na przyjęcia, żeglowali po zatoce, spotykali się z przyjaciółmi. Przedstawiła go wreszcie Harry'emu i Ave. Obaj panowie bardzo się polubili. Harry udzielił jej swojego błogosławieństwa, kiedy następnym razem spotkali się we dwoje.
— Wiesz co mała, my¶lę że w końcu dobrze wybrała¶. — Zrobił odpowiedni± minę i roze¶miał się. — Naprawdę. Pomy¶l, z jakimi facetami zadawała¶ się do tej pory. Pamiętasz Yaela McBee?
— Harry!
Rzuciła w niego swoj± serwetkę, kiedy siedzieli w restauracji. Roze¶mieli się oboje.
— Jak możesz porównywać go z Drew? Poza tym miałam wtedy dwadzie¶cia pięć lat. Teraz mam prawie trzydzie¶ci jeden.
— To nie jest wystarczaj±ce usprawiedliwienie. Nie jeste¶ wcale m±drzejsza, niż była¶.
— Jestem. Sam przed chwil± powiedziałe¶.
— Nie ważne, co powiedziałem, głuptasie. Czy teraz uczynisz mi tę łaskę i zapewnisz trochę spokoju mej duszy? Wyjdziesz za niego za m±ż?
— Nie. — Roze¶miała się i powiedziała to za szybko, a Harry patrz±c na ni±, zauważył co¶, czego nigdy przedtem u niej nie widział. Czekał na to latami i nagle pojawiło się. Dostrzegł to wyraĽnie w jej dużych, zielonych oczach — wrażliwe, nieco nie¶miałe spojrzenie, które nadawało jej twarzy nowy wyraz.
— O kurcze, to poważne, prawda, Tan? Wyjdziesz za niego?
— Nie prosił mnie o to. — Zabrzmiało to tak skromnie i nie¶miało, że aż jękn±ł z wrażenia.
— O Boże, ty się zgodzisz! Och, ale się Ave zdziwi, jak jej powiem!
— Harry, uspokój się. — Klepnęła go w ramię. — On nie jest jeszcze rozwiedziony.
Ale nie martwiła się tym. Wiedziała, że cały czas nad tym pracuje. Opowiadał jej ci±gle o spotkaniach z prawnikiem, rozmowach z Eileen, które miały przy¶pieszyć bieg sprawy. Na Wielkanoc jechał na Wschód zobaczyć dziewczynki i miał nadzieję, że wtedy Eileen podpisze już papiery, je¶li będ± już gotowe.
— Cały czas stara się to sfinalizować, prawda? — Harry przez chwilę był zaniepokojony, ale musiał przyznać, że polubił tego faceta. Nie sposób było nie lubić Drew Landsa. Był bezpo¶redni, inteligentny i łatwo było zauważyć, że bardzo kochał Tan
|
WÄ…tki
|