ďťż

— Siądź grzecznie z powrotem, Cymmerianinie...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Cokolwiek byś zamyślił — nie umkniesz przed strzałą wycelowaną w środek twoich pleców. Czekają także na ciebie trzy obnażone miecze. Mówiąc to, Dragoner okrążył stół i z drwiącym uśmieszkiem zajrzał w twarz Conanowi. Conan odwzajemnił spojrzenie. Choć niski i chuderlawy był ten człeczyna, znać po nim było zamiłowanie do zbytku i dworskiego życia, do hulanek i jadła psującego żołądek. Rzadkie włosy błyszczące nadmiarem pomady ufryzowano mu w misterne loczki, modnie przycięty wąsik odsłaniał przy uśmiechu żółte światło złota, którego miał pełne usta. Conan wzdrygnął się stwierdziwszy, że ów człowiek będący ledwie przed trzydziestką, już musiał korzystać z pomocy dentysty. Jedwabne szatki zdobił złoty wisior z herbem króla Zamory. — Conanie z Cymmerii, goszczący obecnie w Arenjun, powiadamiam cię oficjalnie, że od tej chwili jesteś więźniem króla. Czy pójdziesz z nami dobrowolnie? Chłopiec jednak spokojnie lustrował go dalej: błękitne spodnie, robione na miarę i na błysk wypolerowane buty, rzetelnej roboty ozdobny pas, u którego z pochew sterczały mieniąc się nadmiarem szlachetnych kamieni dwie rękojeści — sztyletu i długiego miecza z głowicą w kształcie lwiej głowy, z pewnością srebrnej. Conan przeniósł wzrok na Khasseka, ten wytrzeszczywszy oczy na Conana, trwał długą chwilę w niemym oburzeniu. Conan ostrożnie rozejrzał się po izbie — zostali w niej tylko ze Strażnikami… Trzy obnażone miecze, no i ten kusznik, tam, przy drzwiach, z grotem paskudnej, krótkiej strzały wycelowanym dokładnie w Conana. Chłopak niemal podskoczył, gdy Khassek nagle odzyskał głos. — Chodzi ci o to… To znaczy, że ten człowiek jest przestępcą?! — pisnął Iranistańczyk, zwracając się do Dragonera. — Oooch… Królewski Dragoner zmierzył wzrokiem Khasseka i pogardliwie uniósł brwi. — Nie jesteś jego przyjacielem? — Aach, oczywiście, że nie!!! Ja jestem tutaj dla prowadzenia interesów królowej Koth — wyjaśnił, krygując się i mizdrząc. — Koth? Wyglądasz na przybysza ze wschodu, nie z zachodu — Dragoner zainteresował się nagle Khassekiem i bacznie mu się przypatrzył. Z piersi Khasseka wyrwało się ciężkie westchnienie. — Cóż, moja matka była niewolnicą z Aghrapuru. — Niewolnicą? Do tego z Aghrapuru? — fircykowi sama ta myśl wydawała się niedorzeczna. — Tak, panie… — znowu ze smutkiem westchnął Khassek Iranistańczyk. — Zastała porwana w młodości przez domokrążcę z Koth, sprzedającego oręż. Zabrał ją z sobą, a bogowie chcieli, by w drodze odkrył, że jest w niej zakochany. Urodziłem się, a on mnie wykształcił, i teraz jestem tutaj, z woli samej królowej… — zawiesił głos, by ostatnim słowom dodać znaczenia. Conan musiał przyznać, że słuchał opowieści Khasseka ze sporym zaciekawieniem. — Lecz wracając do tego człowieka: zdawał się czysty, gdy tak bezczelnie wszedł do dobrej gospody — bo to dobra gospoda, jak wszystko w Shadizarze, nieprawdaż, panie? Twarz Dragonera pojaśniała, gdy usłyszał pochlebstwo. — Bywają lepsze w Shadizarze, ale i ta nie jest zła. Agent królowej, powiadasz…? — Uff, panie mój, Ferhadzie… — wtrącił jeden ze Strażników. — Milcz. Nie przeszkadzaj w spełnieniu obowiązku człowiekowi króla. A ty — zwrócił się do Khasseka — mów dalej. Strażnik umilkł natychmiast, Khassek zaś przewrócił oczami. — On rzucił na stół te złote monety, by pokazać, że nie jest ubogi, i zaproponował mi pierścień, który nosi na palcu, mówiąc, że należał dawniej do jego matki, dodał też ten dziwaczny miecz — a w zamian prosił o dwie sztuki złota, na koszta drogi do Nemedii… — Do Nemedii, powiadasz… — Jak było do przewidzenia, panem Ferhadem wstrząsnęły te słowa. Conan dalej słuchał w milczeniu, ciekaw, dokąd zawiedzie ich tak kunsztowna opowieść Khasseka. — Tak, tak powiedział! Teraz zaś okazuje się przestępcą… Czy to możliwe, by zamierzał mnie okraść? Mnie — osobistego dostawcę klejnotów i pachnideł królowej??? — Całkiem możliwe. To jest desperat, dla niego nie istnieje prawo. Okraść czy zabić — jemu to jedno
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.