ďťż

— Ostatnio król Balhibu traktuje nasz Zakon z pogardą i arogancją...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Uznaliśmy, że trzeba mu dać nauczkę. — A dlaczego wysłano akurat Shurgeza? — Albowiem popełnił on ohydną zbrodnię, której ofiarą padł brat Pan Zamran. — Czemu go zamordował? — Niewątpliwie słyszałeś plotki… No tak, zapomniałem, jesteś tu od niedawna. To właśnie Pan Zamran zabił wybrankę Shurgeza. — Sądziłem, że była nią Zerdai. — Była, tylko później. Pozwól, że zacznę od początku. Swego czasu Pan Zamran i Pani Fevzi byli kochankami, odpowiednio i stosownie do obyczajów panujących w Zakonie. Potem z jakiegoś powodu Pani Fevzi odrzuciła Pana Zamrana, do czego miała wszelkie prawo, i na jego miejsce wzięła sobie Pana Shurgeza. Wówczas Pan Zamran rozgniewał się i zamiast przyjąć porażkę z filozoficznym spokojem jak na prawdziwego rycerza przystało, ten co robi? Staje za plecami Pani Fevzi na balu wydanym dla uczczenia koniunkcji planet Wisznu i Ganesza i odcina jej głowę w tym samym momencie, kiedy Pani obdarza Wielkiego Mistrza plackiem domowej roboty! — Coś takiego! — wykrzyknął Borel z autentycznym dreszczem zgrozy. — Prawda, nie był to postępek szlachetny, zwłaszcza w obecności Wielkiego Mistrza, żeby nie wspomnieć o kłopotach z wyczyszczeniem dywanu. Jeśli już musiał zabić Panią, mógł przynajmniej wyprowadzić ją na dziedziniec. Wielki Mistrz, nadzwyczaj oburzony, byłby surowo ukarał Zamrana za ten brak taktu, ale ledwo zdążył wygłosić preambułę, wchodzi Shurgez, pyta o swoją wybrankę, widzi co się stało i nim ktokolwiek zdołał go powstrzymać, rzuca się na Zamrana ze sztyletem w dłoni. Tak więc mamy dwie plamy na kobiercu do wyczyszczenia i Wielkiego Mistrza w ataku istnego szału. Skończyło się na tym, że wysłał Shurgeza na poszukiwania, aby nauczyć go rzucać wyzwanie w odpowiedni sposób i nie pchać noży między żebra każdemu, kto ściągnie na siebie jego gniew. Z pewnością liczył trochę na to, że Shurgez poniesie śmierć w czasie wypełniania nakazanej misji, ponieważ monarchy Balhibu nie cechuje bynajmniej zniewieściałość. Borel był już pewien, że za nic w świecie nie osiądzie na stałe wśród istot o tak gwałtownych manierach. — Kiedy Shurgez miał czas… zaprzyjaźnić się z Zerdai? — No jakżeż, przecież musiał odłożyć wyjazd, dopóki wskazania astrologiczne nie będą sprzyjające, to znaczy na dwadzieścia jeden dni. W tym czasie cieszył się względami mojej sekretarki. Zawsze ciągnęło ją w dalekie strony i sądzę, że pojechałaby razem z nim, gdyby ją wziął. — Są jakieś wiadomości od niego? — Najprostsze, jakie tylko mogą być, to znaczy — żadnych. Jeśli zechce wrócić, moi szpiedzy na długo przed jego przybyciem dadzą mi znać, że nadciąga. Borel zdał sobie sprawę, że przyczyną tego stukotu, który go od jakiegoś czasu intrygował, było kłapanie jego własnych zębów. Postanowił nazajutrz pomóc Henjarému i jak najszybciej dokończyć budowy modelu. — Jeszcze jedno — napomknął. — Co się stało z tym plackiem od Pani Fevzi? Niestety, Kubanan nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. Model był już na ukończeniu, tak więc Borel zaprosił Wielkiego Mistrza na prezentację perpetuum mobile, którą zaplanował na następny dzień. Liczył na spotkanie wieczorem, kiedy, po obfitej kolacji, rycerstwo będzie w życzliwym nastroju, okazało się jednak, że jedyne okienko w rozkładzie zajęć Wielkiego Mistrza wypadało przed południem. — Naturalnie, bracie Felixie — odparł Pan Juvain. — Jeśli wolisz odłożyć to na parę dni. — Nie, wszechmocny potentacie — westchnął Borel, pamiętając o niebezpieczeństwie ze strony Shurgeza. — Im prędzej, tym lepiej dla ciebie, dla mnie i dla Zakonu. W ten sposób demonstracja odbyła się rankiem po śniadaniu. Felix Borel znalazł się na mównicy głównego audytorium cytadeli, mając przed sobą kilka tysięcy rycerzy Zakonu Qararów. Obok niego na małym taborecie stał jego nowy, lśniący, mosiężny model koła perpetuum mobile. Pewną cechą urządzenia, niezbyt zrozumiałą dla publiczności, był krążek pasowy na wałku owiniętym cienkim choć mocnym sznurem, utkanym z sierści ogonów shomali. Ciągnął się on od koła za kotarą, gdzie stała ukryta Zerdai. Borel musiał użyć całego swojego arsenału pochlebstw, aby skłonić ją do odegrania tej roli. Odezwał się do zgromadzonych takimi oto słowy: — …co jest celem i funkcją naszego rycerskiego Zakonu? Siła! A co stanowi podstawę siły? Po pierwsze, nasze własne, pracowite ręce. Po drugie, majątek Zakonu, którego źródłem jest z kolei majątek ludu. A więc wszystko, co wzbogaca lud, powiększa naszą siłę, racja? Oto przykład: podobno istnieje transport kolejowy z Majbur do Jazmurian wzdłuż wybrzeża, obsługiwany przez bishtary zaprzężone do małego sznura wagonów. Zamontujcie przeto jeden z moich dysków w wagonie i połączcie go taśmą lub łańcuchem z kołami. Puśćcie dysk w ruch — i co się stanie? Wyposażony w niego wagon uciągnie dużo więcej przyczep niżeli bishtar, a poza tym nigdy się nie zestarzeje i nie zdechnie jak normalne zwierzę, nie wpadnie w szał i nie zniszczy cudzej własności, a nieużywany będzie grzecznie stał w powozowni, nie żądając jedzenia
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.