Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
— Skoro co´s zostało
wzi˛ete, to nale˙zy to zwróci´c. Bo głupio b˛edzie. . .
— A je´sli tak ostro˙znie zwrócimy, to nie b˛edziecie si˛e skar˙zy´c?
— Niech b˛edzie! — powiedział Udałow. — Mi tam zwisa. Z tego powodu
Batyjew bardzo si˛e ucieszył, a potem zaproponował, ˙zeby jeszcze wypi´c, co
te˙z
zostało wykonane przy pomocy dwóch nieznajomych, którzy potem wrócili do
gabinetu i byli obecni, a nawet powiedzieli na głos: „Na zdrowie!”.
W tym momencie Udałow całkowicie ju˙z polubił towarzysza Batyjewa, a Ba-
tyjew bardzo polubił Udałowa. Tyle ˙ze Udałow lubił maj ˛ac oczy szeroko otwar-
te. Wiedział, ˙ze Batyjew jest szefem miasta, ale dobry, serdeczny człowiek. To
znaczy — lubił nie kogo innego, a wła´snie Batyjewa. A Batyjew bł ˛adził. Gdy-
by uwierzył, ˙ze Udałow to Udałow, to przestałby go lubi´c. Ale na razie obj˛eli
si˛e
i ´spiewali popularne piosenki. Je´sli Udałow w jakim´s momencie zapominał
słowa,
22
to Batyjew mu podpowiadał i nie dziwił si˛e — nieziemiec ma prawo nie wiedzie´c
co to Kachowka i tajga, co to płynie pod skrzydłem samolotu, chocia˙z, rzecz ja-
sna, ha ´nba i wstyd, nie zna´c piosenki, której akcja odbywa si˛e na
zakurzonych
´scie˙zkach odległych planet. Powiedział to otwarcie i szczerze Udałowowi, a ten
nie obraził si˛e, zrozumiał i przyj ˛ał do wiadomo´sci. Nieznajomi te˙z
´spiewali, ale
półgłosem, ˙zeby nie zagłusza´c szar˙zy. A za drzwiami, w sekretariacie smuciła
si˛e
Ksenia, odró˙zniała wysoki i jasny timbre głosu m˛e˙za, ale nie wtr ˛acała si˛e,
a tylko
powtarzała: „Niech on mi tylko do domu wróci!”
Po zako ´nczeniu piosenek m˛e˙zczy´zni obj˛eli si˛e i chcieli pu´sci´c si˛e w
tany, ale
przez drzwi zajrzał milicjant Pilipienko i powiedział, ˙ze tam szarpie si˛e
jaki´s z wo-
jewództwa. Jak z województwa, to został wpuszczony, ale okazało si˛e, ˙ze nie
jest
Prawdziwym z Województwa, a jakim´s zwykłym profesorem, specjalist ˛a jakoby
od nieziemskich cywilizacji. Nie rozpoznał w Udałowie przybysza, czym uraził
i Batyjewa i Korneliusza, wi˛ec razem przegonili profesora z gabinetu, ˙zeby nie
popisywał si˛e własn ˛a mizern ˛a wiedz ˛a i nie wprowadzał innych w bł ˛ad.
— Pomy´sl tylko — powiedział potem Batyjew Udałowowi. — On ci˛e wzi ˛ał
za prostego człowieka. Przecie˙z to, mo˙zna powiedzie´c, obraza.
— Ale ja nie jestem prostym człowiekiem — opowiedział Udałow. — ˙Zaden
człowiek nie jest prosty.
Batyjew obj ˛ał Udałowa i pocałował go trzykrotnie w usta. Potem umówili si˛e,
˙ze b˛ed ˛a do siebie mówi´c na „ty”.
Wtedy pojawili si˛e towarzysze z województwa.
Ci byli zupełnie trze´zwi i dlatego w pierwszym momencie nie odgadli, kto jest
przybyszem, a kto swój. Wyja´sniono im, a jeden na to powiedział:
— Jest to tylko dowodem na to, ˙ze w całym wszech´swiecie działaj ˛a te same,
wspólne prawa.
— Nasze prawa — powiedział sekretarz komitetu wojewódzkiego Czingisow
i te˙z trzykrotnie pocałował Udałowa.
— Gratulujemy towarzyszu szcz˛e´sliwego przybycia! — krzykn ˛ał Czingisow.
Obejmuj ˛ac si˛e z Udałowem wychwycił aromat dobrego koniaku i kamie ´n
spadł mu z serca. Przecie˙z przez cał ˛a drog˛e martwił si˛e, czy przybysz jest
za-
dowolony, czy jest mu tu dobrze.
— Ja z nim zu˙zyłem buteleczk˛e — powiedział do niego Batyjew zni˙zaj ˛ac
głos. — Prosz˛e mi wybaczy´c, ja tak normalnie to nie u˙zywam, tylko dla towa-
rzystwa, albo dla dobra sprawy. . .
— Wiemy, jak nie u˙zywasz — powiedział do ´n sekretarz komitetu wojewódz-
kiego. Ale nie ze zło´sci ˛a, a tak, po bratersku.
Batyjew pomy´slał, ˙ze je´sli wszystko pójdzie dalej gładko, to otwiera si˛e
przed
nim prosty szlak do województwa.
23
Sekretarz komitetu wojewódzkiego zrobił znak r˛ek ˛a, i jego sekretarze i
niezna-
jomi, którzy z nim przyjechali, wnie´sli przywieziony na wszelki wypadek kufer
z zapasami.
— Teraz — powiedział Czingisow — z okazji naszego spotkania, a tak˙ze po-
niewa˙z jeste´scie zm˛eczeni po podró˙zy, urz ˛adzimy małe przek ˛a´smy.
— No, szykuje si˛e impreza! — powiedział Udałow nieco zatrwo˙zony
|
WÄ…tki
|