ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Powinna była mieć na tyle rozumu, żeby się tu nie zapędzać rzekł, podkładając Grace torebkę pod głowę, i znów zbadał jej puls. Tętno słabło, oddech także zamierał.
Niedaleko jest ośrodek pomocy; może tam pracuje. Jedź z nią, a ja to sprawdzę. Ktoś musiał jechać z poszkodowaną do szpitala, żeby sporządzić raport.
Karetka przyjechała parę minut później. Sanitariusze szybko ułożyli Grace na noszach, podali jej tlen i na syrenie pomknęli z powrotem do szpitala.
Twarz dziewczyny przypominała krwawą miazgę, na szyi miała ranę od noża, a gdy rozpięli jej bluzkę i dżinsy, zobaczyli rozlegle, purpurowe krwiaki.
Paskudny uraz głowy szepnął sanitariusz. Jeśli nawet wyżyje, może nie wyjść ze śpiączki. Jak się nazywa?
Policjant jeszcze raz otworzył portfel i odczytał:
Grace Adams.
Sanitariusz kiwnął głową. Musieli zrobić wszystko, żeby dowieźć ją żywą do szpitala Belleyue.
No, Grace, otwórz oczy. Nikt cię już nie skrzywdzi. Jedziesz do szpitala, wszystko będzie dobrze. Otwórz oczy, Grace. Grace... cholera, tracimy ją!
Wskazanie ciśnieniomierza gwałtownie opadało.
Jeden z sanitariuszy sięgnął po defibrylator, drugi jednym szarpnięciem zerwał z Grace stanik.
Odsuń się rzucił do policjanta. Wjeżdżali właśnie na podjazd przed szpitalem. Teraz.
Ciało Grace otrzymało potężny wstrząs i jej serce znów podjęło pracę. W tej samej chwili kierowca otworzył drzwi, a dwóch pielęgniarzy z izby przyjęć podbiegło z wózkiem.
Przed chwilą zatrzymała się akcja serca. Sanitariusz okrył nagą pierś Grace jej kurtką. Są objawy krwotoku wewnętrznego i uraz głowy dokończył, biegnąc za wózkiem do sali operacyjnej. Groziła jej kolejna zapaść, ale tym razem serce, wzmocnione kroplówką, nie przerwało pracy. Lekarz dyżurny zaczął wydawać polecenia. Załoga karetki wraz z policjantem wycofała się do recepcji.
Chryste, co za masakra! westchnął sanitariusz, wypełniając formularz przyjęcia. Nie wiecie, panowie, co się stało?
Dla mnie to typowy nowojorski napad rzekł policjant markotnie.
Wątpię sprzeciwił się sanitariusz. Nikt nie bije z taką furią, jeśli nie ma osobistej zadry. Może to jej chłopak?
W bramie na Delancey? Mało prawdopodobne. Dziewczyna ma na sobie drogie dżinsy, a mieszka na Upper East Side. Została napadnięta!
W schronisku jednak okazało się, że nie był to tylko zwykły pech. Zaledwie dzień wcześniej ojciec Tim otrzymał od policji wiadomość, iż niejaka Isella Jones została tego dnia zamordowana wraz z dwojgiem swoich dzieci. Jej mąż, Samuel Jones, zniknął. Policjant ostrzegał, że mężczyzna jest niebezpieczny i jak dotąd nadal znajduje się na wolności, a źródła swych kłopotów może upatrywać u Swiętego Andrzeja. Pobita, przerażona Isella przebywała tam w czasie, gdy Grace wyjechała do Kalifornii.
Ojciec Tim przekazał informację pracownikom schroniska, O Grace jednak zapomniał. Nie miała zresztą żadnego związku z tą sprawą; nawet przelotnie nie zetknęła się z poszkodowaną. To nie ona namawiała Isellę Jones, by wróciła do rodzinnego domu w Cleveland. Ksiądz mial zamiar wywiesić notatkę na tablicy ogłoszeń, lecz w ferworze codziennych zajęć wyleciało mu to z głowy.
Na wieść o wypadku ojciec Tim zbladł jak ściana. Był nieomal pewien, że to sprawka Jonesa. Rozesłano list gończy z rysopisem i zdjęciem z kartoteki policyjnej. Jones już niejednokrotnie miewał zatargi z prawem, jego dossier było długie na łokieć. Gdyby go schwytano, otrzymałby wyrok śmierci już za mord na żonie i dzieciach. To, co zrobił z Grace, niewiele mogło zmienić.
Co z nią? spytał oj ciec Tim.
Wyglądała bardzo kiepsko, kiedy zabierała ją karetka. Przykro mi, ojcze.
Ksiądz pośpiesznie zarzucił na siebie czarną koszulę z koloratką. W oczach miał łzy.
Podrzucicie rnnie do szpitala?
Oczywiście.
Cztery minuty później weszli do Belleyue. Grace wciąż przebywała w sali operacyjnej, gdzie zajmowała się nią cała grupa chirurgów. Nadal znajdowała się na granicy życia i śmierci.
Stan jest krytyczny. To wszystko, co wiem powiedziała im pielęgniarka za biurkiem w izbie przyjęć, po czym z namysłem przyjrzała się Timowi. Był księdzem, a dziewczyna miała niewielkie szanse na przeżycie, o czym poinformował ją jeden z lekarzy. Chce ksiądz tam wejść? spytała.
Skinął głową. Czuł się odpowiedzialny za to, co się stało. Pielęgniarka wprowadziła go do sali operacyjnej. Opuchnięte, sinoczarne ciało Grace, obłożone lodem i opatrunkami, ginęło w plątaninie kroplówek, monitorów i przyrządów pomiarowych. Wokół krzątało się kilka osób w białych kitlach. Ojciec Tim był wstrząśnięty. Na skinienie lekarza podszedł, by udzielić Grace ostatniego namaszczenia. Nie wiedział, jakiego jest wyznania, lecz uznał to za nieistotne. Była dzieckiem Boga, a On wiedział, ile dla niego zdziałała i ile cierpień zniosła. Potem ksiądz usunął się do kąta, płakał i modlił się; minęło parę godzin, nim lekarze skończyli pracę. Głowę Grace spowijały teraz bandaże, twarz i szyję znaczyły chirurgiczne szwy. Miała złamaną rękę i kilka żeber. USG wykazało pękniętą śledzionę, odbite nerki i złamaną kość miednicową.
Z otwarciem jamy brzusznej wstrzymano się jednak do czasu, gdy krążenie Grace nieco się ustabilizuje.
Czy zostało cokolwiek, czego nie uszkodził? spytał żałośnie ojciec Tim.
Niewiele. Lekarz otarł pot z czoła. Nie miał wielkich nadziei. Najładniejsze ma w tej chwili stopy zażartował
|
WÄ
tki
|