Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
— Przekonaj go. Zast±pimy cię tutaj. Ten oto mój przyjaciel zna się na tym.
Grzmot i Snajper stali za okr±gł±, mahoniow± recepcj± i wpatrywali się w skomputeryzowany system telefoniczny i rz±d kamer, kontroluj±cych budynek z każdej strony.
— Czy wszystkie strzeżone budynki s± wyposażone w takie wynalazki ? — spytał Grzmot, przeł±czaj±c obraz z różnych kamer.
— Te bogate tak — skin±ł głow± Snajper. — To całkiem nowy system. Na pewno nie ma jeszcze roku. Facet w recepcji steruje wind±. Mówisz mu, na które piętro, a on przyciska guzik.
— Więc możesz wysi±¶ć tylko na tym piętrze, które on wci¶-nie — powiedział Grzmot.
— Co zapobiega włamaniom — stwierdził Snajper. — No i można sprawdzić, kto i o której pojechał na dane piętro.
— To działa w obie strony? — zainteresował się Grzmot. — W te i we w te?
— Tylko przy wchodzeniu. To twoja sprawa, o której wychodzisz. Wszyscy wiedz± tylko, kiedy przyszedłe¶.
— To, czego nie widzi facet w recepcji, widz± kamery. — Grzmot przejechał dłoni± po monitorach. — Każdy zaułek.
— Zupełnie jak w budynku, w którym pracuję — powiedział Snajper. — Mogę powiedzieć, kto i o której godzinie wyrzucał ¶mieci.
— Je¶li co¶ się przydarzy Juniorowi, musimy dopilnować, żeby to się stało w mieszkaniu — stwierdził Grzmot. — Ostatni± rzecz±, na jakiej mi zależy, s± nasze gęby na ta¶mie.
— Sfilmuj± nas, jak będziemy wchodzili — zauważył Snajper.
— No to rozegramy to na ulicy. — Grzmot spojrzał na powracaj±cego portiera. — Albo jeszcze gdzie indziej. Tak czy inaczej, przyszli¶my tu tylko po to, żeby porozmawiać z tym facetem.
144
— Ty porozmawiasz — stwierdził Snajper. — Ja posłucham.
— Nieważne, czy będziesz mówił czy nie. — Grzmot poklepał Snajpera po plecach i u¶miechn±ł się do niego. — Je¶li nas przyłapi±, to ty za to bekniesz.
— Czemu tak my¶lisz?
— Biały zawsze da sobie radę — odparł Grzmot. — To czarny obrywa.
— Jakbym słyszał swojego ojca — mrukn±ł Snajper i wył±czył kamery filmuj±ce korytarz na szesnastym piętrze.
— I mojego — dodał Grzmot.
Wyszli zza recepcji, skinęli głow± portierowi, wyjęli klucze z jego dłoni, po czym ruszyli ku otwartym drzwiom windy.
Stali na ¶rodku trzypokojowego mieszkania z widokiem na Manhattan, pełnego mebli ze skóry i metalu, kosztownych obrazów, rzeĽb spoczywaj±cych na antycznych kolumnach i dzieł sztuki o tematyce sakralnej, przedstawiaj±cych ofiary z ludzi i zwierz±t.
— Nie trzeba być bardzo bystrym, żeby się zorientować, że Junior ma pierdolca — odezwał się Grzmot.
— Kozi łeb na ¶cianie to zawsze jaka¶ wskazówka — dodał Snajper. — No i trudno nie zauważyć tych ozdób nad kominkiem.
Grzmot odwrócił się i wbił wzrok w okr±gły wzór utworzony z różnych czę¶ci ciała, przybitych do ¶ciany nad kominkiem. Zaschnięta krew po obu jego stronach tworzyła rdzawe zacieki. Na dębowym stole nieopodal kominka znajdowało się mnóstwo ¶wieczek różnej wielko¶ci. *
— Wiele z tego ma tylko kilka dni. — Grzmot podszedł do ¶ciany i przyjrzał się uważnie eksponatom. — Ten facet lubi ¶wieże mięso.
W tej samej chwili klucz Juniora zachrobotał w zamku.
Je¶li nawet Junior był zaskoczony ich widokiem, to nie pokazał tego po sobie. ,
145
Wyj±ł klucz z zamka, włożył go z powrotem do kieszeni i delikatnie zamkn±ł za sob± drzwi. W prawej ręce trzymał zapalonego papierosa. Rzucił swój płaszcz z owczej wełny na oparcie krzesła w jadalni. Miał na sobie beżowe spodnie z mankietem, br±zowe mokasyny z frędzlami, rozpinan± koszulę Cal-vina Kleina w kolorze ecru i br±zow± marynarkę marki Hickey-Freeman. Czuło się od niego pieni±dze i dobre pochodzenie.
— Wygl±dacie za głupio na złodziei. — Junior u¶miechn±ł się i usiadł w skórzanym fotelu. — Więc pewnie jeste¶cie gliniarzami. Mam rację?
Grzmot podszedł do Juniora i wpatrywał się w niego przez kilka sekund, zanim wierzchem dłoni uderzył go w twarz. Trza¶niecie rozległo się echem w pokoju. Na twarzy Juniora, od skroni do szczęki, wy kwitła czerwona pręga.
— Muszę ci zadać kilka pytań — powiedział Grzmot spokojnym głosem, czuj±c, jak znowu budzi się w nim instynkt gliny. — I chcę odpowiedzi, jakich oczekuję.
— A je¶li gówno wam powiem? — odparł Junior tylko odrobinę mniej arogancko. — Co wtedy, dupki?
Grzmot cofn±ł rękę i ponownie uderzył Juniora w to samo miejsce, tyle że mocniej. Po dolnej wardze mężczyzny pociekła cienka strużka krwi.
— To ja zadaję pytania — powiedział Grzmot. — Ty masz odpowiadać.
Junior wierzchem dłoni otarł krew z ust i popatrzył na Snajpera.
— A co tu robi ten czarnuch? — zapytał z pogardliwym u¶mieszkiem. — Notatki?
Tym razem Grzmot trzasn±ł go w czoło. Głowa Juniora odskoczyła i uderzyła o oparcie fotela, a na ¶rodku czoła, tuż nad krwawi±cym nosem, pojawiła się wielka czerwona plama.
— B±dĽ grzeczny — poradził mu Grzmot. — To się będzie liczyło przy wyroku.
— Obaj nie macie pojęcia, w co się pakujecie. — Junior starał się, by jego głos brzmiał groĽnie. Krew spływała mu po brodzie
146
i sk±py wała na koszulę. — Bladego pojęcia. Je¶li mój ojciec się o tym dowie, jeszcze przed zmierzchem traficie do więzienia.
— Tatu¶ tu czasem wpada? — spytał Snajper. — Ogl±da sobie twoj± kolekcję? Czy tylko płaci, kiedy jego r±bnięty synek wpakuje się w kłopoty?
— Będziesz tylko mokr± plam± na chodniku, zanim twój ojciec w ogóle się zorientuje, co się z tob± dzieje — powiedział Grzmot. — Opowiadaj o swoim bogatym tatusiu tym, których łatwo zastraszyć. Chcę znać nazwiska i adresy i dostanę je od ciebie. Je¶li nie, sam zacznę wieszać czę¶ci twojego ciała na ¶cianie. Skiń głow±, je¶li zrozumiałe¶.
Junior pokiwał głow±. Krew wci±ż sk±py wała mu na koszulę. Jego arogancja ust±piła miejsca zaniepokojeniu.
Grzmot oderwał dwa górne guziki koszuli Juniora, odsłaniaj±c złoty łańcuch na jego szyi. Powoli brał w palce elementy łańcucha. Głównie były to zasuszone czę¶ci zwierz±t — pazury, zęby, kawałki skóry.
Grzmot znieruchomiał, gdy ujrzał palec.
To był ludzki palec, niedawno odcięty. Na paznokciu nadal l¶nił różowy lakier. Skóra była ¶wieża, gładka i pozbawiona blizn. Palec należał do kogo¶ młodego, a brak odcisków ¶wiadczył o tym, że tym kim¶ była dziewczynka.
Junior szybko zauważył ciężkie spojrzenie, które pojawiło się w oczach Grzmota.
— Nie wiem, sk±d to się wzięło. — W jego głosie pojawił się strach. — Przysięgam. To prezent.
— Ej, Snajper — powiedział Grzmot, nie odrywaj±c oczu od Juniora.
—'¦ Tak, Grzmot? — Na twarzy Snajpera pojawiło się obrzydzenie.
— Chyba wła¶nie obmy¶liłem plan B — odparł Grzmot.
Malcolm przytkn±ł zapalniczkę do plastikowej fajki i zamkn±ł oczy, czekaj±c, aż kłęby dymu wypełni± mu płuca i dotr± do mózgu. Jego usta rozci±gnęły się w u¶miechu, gdy położył roz-
147
grzan± fajkę na kolanach i popatrzył na mężczyznę z dług± blizn± po prawej stronie twarzy. Mężczyzna skrzyżował nogi i spogl±dał na pust± uliczkę
|
WÄ…tki
|