— Do¶ć dziwne wnioskowanie...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
— No cóż, była osob±, któr± prawdopodobnie można byłoby okre¶lić mianem agresywnej zwolenniczki praw kobiet. Według niej wszyscy mężczyĽni to gwałciciele lub zboczeńcy — zwłaszcza ojcowie i mężowie. Z pocz±tku córka Katzów nie chciała mówić, co się stało, ale po tygodniu bardzo ostrożnie prowadzonych rozmów powiedziała, że przestraszyła się burzy i przyszła do taty do łóżka, bo się bała. Tata przez cały czas spał i nawet nie wiedział, że przyszła. — A sperma? — Żony nie było od tygodnia i facet onanizował się przed snem. — Jak to się skończyło? — A jak my¶lisz? Rozwodem. Pan Katz nie mógł wybaczyć żonie, że podejrzewała go o seksualne wykorzystywanie córki, i w efekcie mała musiała dorastać w niepełnym domu — tylko dlatego, że matka, gliniarze i wydział do spraw dzieci założyli najgorsze. — A co z twoj± szefow±? — Nie dostała oczywi¶cie w dupę, bo nie pozwoliła na to feministyczna mafia, ale zmuszono j±, żeby się zwolniła. Teraz szefuje Prawu Kobiet do Odmowy. — A co się stało z Prawem Kobiet do Mówienia? Doug strzepn±ł cukier ze spodni. — Będziesz mnie informować na bież±co o sprawie Heilshornów, dobrze? Niezależnie od sprawy Katzów, każde poważne podejrzenie… — Oczywi¶cie. — Holly wstała, zawahała się jednak na chwilę. — Aha, jeszcze co¶ — kiedy wyjeżdżacie jutro nad jezioro? — Wpół do jedenastej. To znaczy, że jedziesz z nami? — Chyba… bym pojechała. — Wspaniale! Ned będzie zachwycony. Uwierz mi, to naprawdę pierwsza klasa facet. — PrzyjedĽcie po mnie o wpół do jedenastej. Będę gotowa. Wzi±ć co¶ do jedzenia? — Tylko ostro przyprawiane pulpeciki Marcelli. UKŁADANKA I KOLEJNY CIEŃ George’a Szare Oczy znalazła na korytarzu; czekał niecierpliwie na windę. — Co¶ nowego w sprawie Daniela Josepha? — spytał. Wygl±dał na zmęczonego. — Dzwoniłam rano do szpitala. Jego stan jest stabilny, choć w dalszym ci±gu nie jest z nim najlepiej. Jutro, je¶li stan ogólny pozwoli, będ± mu operować oko. George popatrzył na zegarek. — Cholera, znów jestem spóĽniony! — Kolejne posiedzenie komisji? — Aktualizacja danych o antyindiańskich uprzedzeniach w systemie szkolnym Portland. — Ho, ho. George znów popatrzył na zegarek. — Te cholerne windy! A tak a propos, kto¶ mnie o ciebie pytał. — Tak? — Adwokat, chyba z kancelarii Mayfield&Letterman. Interesował się, kim jeste¶. — Powiedział dlaczego? George wzruszył ramionami. — Nie s±dzę, by miało to zwi±zek z konkretn± spraw±. Pytał, czy jeste¶ mężatk±, co wydało mi się do¶ć dziwne. Chciał wiedzieć, gdzie mieszkasz. Oczywi¶cie nie powiedziałem. — Jak wygl±dał? — Młody, koło trzydziestki. Czarne włosy, elegancki garnitur. Prawdopodobnie w jednej czwartej Latynos. Czerwono–żółty krawat, jedwab. — I nie podał nazwiska? — Nie przypominam sobie. Winda wreszcie przyjechała, musieli jednak jeszcze zaczekać, aż woĽny wyprowadzi ze ¶rodka wózek ze ¶rodkami czyszcz±cymi, szczotkami i mopami. — Będziesz podczas weekendu w mie¶cie? — spytał George. — Nie, jadę z Katie i Dougiem nad Jezioro Lustrzane. — Szkoda. W sobotę wieczorem w domu Henry’ego Wysokiego Jelenia NICW organizuje tradycyjne spotkanie. Malowanie twarzy, prezentacja rzeĽb, tańce deszczu. Miałem nadzieję, że będziesz mogła przyj¶ć. — Może innym razem. — Wspięła się na palce i pocałowała George’a w policzek. — Wybacz mi. Wyszła na wietrzn± ulicę. Do spotkania z Mickeyem zostało jeszcze pół godziny, poszła więc do Piekarni Niemieckiej Schnadla i kupiła dwa lukrowane strudle z jabłkami, które Daisy uwielbiała. — Chce pani dodatkow± bit± ¶mietanę, pani Summers? — spytał pan Schnadel. Za lad± było tyle luster, że mogło się wydawać, iż jest ich dwudziestu — grubych, u¶miechniętych Schnadlów w białych fartuchach i przekrzywionych na bok piekarskich czapkach. — Kilkaset kalorii jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Proszę popatrzeć na mnie! Kiedy wracała do pracy, wydało jej się, że przed wjazdem do garaży przemkn±ł jaki¶ cień. Nie — nie przemkn±ł, raczej przetańczył. Był czarny, bardzo wysoki, z „nogami” i „rękami”. Migocz±c, przesun±ł się po betonowej ¶cianie i znikn±ł. Holly zrobiła krok naprzód i w tym momencie wjechał na ni± rowerzysta. Przewróciła się na bok na jezdnię, przejechała barkiem po asfalcie i uderzyła głow± o asfalt — na tyle mocno, że przed jej oczami zamigotał rój maleńkich gwiazdek. Przewi±zane wst±żk± pudełko ze strudlem poleciało na jezdnię i nie minęło dziesięć sekund, jak przejechała je wielka ciężarówka. Holly z trudem oddychała, jej łokcie płonęły i sporo czasu potrwało, zanim mogła uklękn±ć. Rowerzysta siedział dwa jardy od niej — młody mężczyzna z dużym nosem, w jaskraworóżowym hełmie rowerowym i obcisłych rowerowych spodenkach. Kręcił nerwowo przednim kołem i powtarzał: — Boże… Boże… Boże… żeby tylko szprychy się nie pokrzywiły… Holly klepnęła go w ramię. Popatrzył na ni±. — Co jest? — spytał. — Najechał pan na mnie! Przewrócił mnie pan! — Przecież dzwoniłem! Krzyczałem „Uwaga!”. Głucha pani jest czy co? DRUGA STRONA SZCZʦCIA Kiedy dojechali do hotelu „Compass”, Holly poszła do łazienki trochę się ogarn±ć
WÄ…tki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. SkĹ‚adam siÄ™ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ… gĂłwnianego szaleĹ„stwa.