Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
— Pożyczyć to można tylko u takiego, co ma pieni±dze, no na przykład u babci. Może by mi pożyczyła, ale to daleko. Aha, już wiem! — wykrzykn±ł nagle Paweł. - Pożyczę sobie u mamy.
— A mówiłe¶, że mamy nie ma w domu? — zdziwił się Bronek.
— Mamy nie ma, ale wiem, gdzie leż± pieni±dze — o¶wiadczył Paweł.
— I nie bałby¶ się wzi±ć bez, pozwolenia? — zapytał niepewnie Bronek.
— Przecież ja nie wezmę, tylko pożyczę. Ja wiem, jak to się robi. Słyszałem, jak tatu¶ pożyczał, kiedy kupowali¶my now± szafę.
Po chwili obaj chłopcy siedzieli przy stole w kuchni u Pawła.
Paweł wydarł z zeszytu czyst± stronicę i napisał na niej starannie: Pożyczam od mamy cale pięć złotych na cyrk. Potem odsun±ł od siebie kartkę i gryz±c koniec, obsadki przyjrzał się jej krytycznym okiem.
— Chyba dobrze, co?
— Może się zapytaj brata? — doradził Bronek.
— E, lepiej nie — pow±tpiewał Paweł. — Aha, jeszcze mi się co¶ przypomniało.
I Paweł znowu powoli i starannie dopisał: Oddam mamie zaraz, jak tylko będę miał.
Teraz trzeba się było podpisać. Paweł nie wiedział, czy w takich wypadkach wymagane jest samo imię, czy z nazwiskiem. Więc podpisał się tak jak na laurce w dniu imienin: Kochaj±cy syn Paweł.
Kartka została równo złożona we czworo, Paweł przystawił do kuchennej szafki krzesło i z górnej półki wyj±ł blaszan± puszkę po kakao. W niej były pieni±dze. Kartka została zamieniona na pięć złotych i uradowani chłopcy pędem pu¶cili się przez park.
Już niedługo rozpocznie się pierwszy seans w cyrku!
28
29
— Wiesz, to ¶wietny pomysł — mówił po drodze Bronek do Pawła. — Ja też tak zrobię, jak mi trzeba będzie pieniędzy na co¶ ważnego.
W cyrku widzieli różne sztuki, które wyprawiali i ludzie, i zwierzęta. Lwa nie było. Ten mężczyzna widocznie zakpił z nich, ale i o tym, co widzieli, można by opowiadać chyba ze dwa tygodnie.
PóĽnym wieczorem, już po kolacji, Bronek wyskoczył na podwórko i zadarł głowę do góry.^W oficynie u Pawła ¶wieciło się w kuchni. Bronek wsadził palce do ust i gwizdn±ł dwa razy. Ale na umówiony znak nikt się nie pokazał w otwartym oknie. Bronek już chciał gwizdn±ć po raz drugi, wtem doleciał go surowy głos Pawiowego- ojca, a potem krzykliwe, zagniewane słowa Pawłowej matki. Co¶ stuknęło jakby przewrócone krzesło, trzasnęły drzwi i nagle tupot zadudnił po schodach. Na podwórko wypadł Paweł.
Przerażony obejrzał się bezradnie wokoło, spostrzegł Bronka. Ledwie zd±żył powiedzieć:
— Mama... o te pieni±dze... Ojciec... że lanie... że popamiętam... O rany! Gdzie tu się schować?
Na piętrze otworzyły się i zamknęły drzwi. Kto¶ schodził.
— Do babci Zaj±czkowskiej! Prędzej! — zakomenderował Bronek.
Ledwie Paweł zd±żył ukryć się w sionce prowadz±cej do mieszkania babci Zaj±czkowskiej, na podwórko' wyszedł pan Wieczorek. Od razu zwrócił się do Bronka:
— Gdzie Paweł? — zapytał ostro.
Bronek milczał. Truchlał z obawy, że pan, Wieczorek domy¶lił się, gdzie mógł się schować Paweł. A może widział
30
przez okno z klatki schodowej, jak Paweł biegł do lewej oficyny.
— Gdzie Paweł? — głos pana Wieczorka był coraz gniewniiejszy.
Bronek milczał. Milczał zapytany po raz trzeci i czwarty. Nie było siły, która by go zmusiła do zdrady przyjaciela.
— No, ja go i tak znajdę — Pawiowy ojciec poprawił gruby, rzemienny pasek na spodniach i ciężkim krokiem wyszedł przez bramę na ulicę.
Bronek odetchn±ł. Rozejrzał się wokoło-. Podwórko było puste. Po chwili i on pukał do drzwi babci Zaj±czkowskiej.
W pierwszej chwili zdumiony wodził oczami po meblach i k±tach. Pawła tu nie było. Babcia spokojnie siedziała przy stole pod lamp±. Grub± igł± cerowała wełniane pończochy.
— Czy... czy Pawła tu nie ma? — zapytał Bronek ¶ciszonym głosem, chociaż oprócz niego i babci nie było' w pokoju nikogo.
— Jest — odpowiedziała spokojnie babcia Zaj±czkowska.
— Jestem — odezwał się Paweł wyłaż±c spod stołu przykrytego dług± serwet±. — My¶lałem, że to mój ojciec stuka.
— Twój ojciec poszedł na ulicę — poinformował Bronek.
— Nie znajdzie mnie tam — stwierdził z pirzekomainiem Paweł. — Ale jak mnie tam nie znajdzie, ta może przyjdzie tutaj? — z niepokojem spojrzał na okno zasłonięte kre-tonow± firank±.
Obaj chłopcy utkwili pytaj±ce oczy w twarzy babci. W takich ciężkich, można powiedzieć, tragicznych chwilach tylko babcia Zaj±czkowska umiała znaleĽć radę. Wszystkie dzieci wiedziały o tym dobrze.
Babcia zsunęła okulary na nos i odłożyła igłę. Zbieraj±c strzępki wełny ze swojego niebieskiego fartucha, milczała chwilę. Wreszcie powiedziała poważnie:
31
— Niedobrze zrobiłe¶, Pawełku. Całkiem Ľle. Nie trzeba ruszać cudzych pieniędzy
|
WÄ…tki
|