Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
– Usprawiedliwianie się nie miałoby sensu – powiedział odzyskuj±c niezbędny dystans. – Pani wie doskonale, jakie mogłyby być moje cele. Wystarczy, że będzie pani wiedzieć, że nie jestem misjonarzem, jestem ¶wiadkiem. Wykonuję swój zawód, pani Carr – dodał zmieniaj±c ton.
– Jest pan zobowi±zany miejscem i osob± zakonnicy, która jest przed panem – szybko zareagowała.
– Jedynym moim obowi±zkiem jest służenie moim czytelnikom, którzy maj± prawo wiedzieć. To oni zadecyduj±, czy moje informacje należy zapamiętać, czy zapomnieć.
– Zawód – cynizm, taki mógłby być tytuł – zareplikowała chłodno.
– Je¶li to sprawia pani przyjemno¶ć, może pani przylepiać różne etykietki.
Gwałtowna sprzeczka stłumiła poż±danie mężczyzny, a podkre¶liła wdzięk siostry zachowuj±cej się z wyniosł± godno¶ci± królowej.
– Osobi¶cie uważam za wła¶ciwe zrzucenie maski – zakończył Mark.
– Czy chce pan powiedzieć, że strój, który noszę, ukrywa moje prawdziwe intencje? – zapytała udaj±c zdziwienie.
– Twierdzę, że nie ma takich strojów, które mogłyby ukryć pani wspaniałe przymioty. Jest pani zdolnym adwokatem, pani Carr, Zręcznym i ambitnym politykiem.
– Jestem tylko skromn± zakonnic± – nalegała, ale nie potrafiła przybrać wygl±du pokornej służebnicy bożej.
– Mam już w ręku elementy potrzebne do ułożenia tej historii – dorzucił niecierpliwie. – Wyrosła pani w klanie Franka Latelli, szefa Cosa Nostra, jednego z najpotężniejszych ludzi tej zbrodniczej organizacji.
– Nikomu nie udało się przedstawić mu zarzutów, najmniejszego dowodu.
– To przemawia za jego inteligencj±, ale nie umniejsza okrucieństwa jego zbrodni. Pani sama mogłaby być w mafii.
– Słowa, tylko słowa – podsumowała, bawi±c się ¶wiec±cymi paciorkami różańca błyszcz±cego w¶ród fałd jej stroju.
– Z których zbuduję sensacyjny reportaż – dokończył niewzruszony – z pani± lub bez pani. Ofiarowuję pani możliwo¶ć opowiedzenia swojej wersji faktów. I gwarantuję całkowit± obiektywno¶ć.
– Dobrowolnie usunęłam się ze ¶wiata, gdyż odczuwam niewyobrażaln± potrzebę spokoju. To nie oznacza, że uległam mistycznemu kryzysowi – zwierzyła się, ¶ciszaj±c głos do konfidencjonalnego szeptu. – W roli zakonnicy czuję się bardzo dobrze, nawet je¶li strój, który noszę, nie rozproszył dręcz±cych mnie w±tpliwo¶ci. Powiem panu w zaufaniu, że gdybym mogła wybierać, to pragnęłabym wła¶nie wiary. I tu, wewn±trz, można policzyć na palcach jednej ręki osoby, które wierz± głęboko, szczerze i bezwarunkowo. Wiara, panie Fawcett, to dar dla wybranych, najwyższe dobro, które wyzwala nas z każdej zależno¶ci. Jak pan widzi, to nie takie proste posi±¶ć wiarę. Jednak w¶ród tych murów znalazłam spokój.
– Pani Carr, proszę o wybaczenie, że tak pani± nazywam; nie s±dzę, żeby pani była całkowicie szczera – nie spuszczał z niej oczu. – W tej przezroczystej dłoni, która dręczy paciorki różańca – oskarżył j± – widzę broń, która być może wystrzeliła. I może jeszcze wystrzeli.
– Dobrze pan powiedział – może. Ponieważ wszystko o mnie może być powiedziane, ale nic udowodnione – zacytowała siostra półgłosem, wytrzymuj±c spojrzenie mężczyzny.
– Elżbieta Tudor, królowa Anglii – dokończył cytat Mark.
– Dobrze – pochwaliła go.
– W takim razie pamięta pani, że Elżbieta I powiedziała również: „Wiem, że ciało mam delikatnej kobiety, ale serce i hart ducha godne króla” – drażnił się z ni± i kontynuował. – Pani Carr, co zrobiła pani ze swoim sercem i hartem?
– Je¶li jest pan rzeczywi¶cie taki, jak fama głosi, to dowie się pan. Długo się wahałam, nim pana przyjęłam. Teraz zdecydowałam – będę mówiła.
Mark próbował opanować emocje. Czuł, że jest blisko wielkiej tajemnicy.
– Powie mi pani prawdę? – zapytał.
– Moj± prawdę. Będzie pan mógł j± opublikować, je¶li pan zechce, nawet je¶li nikt panu nie uwierzy. A teraz niech pan idzie, panie Fawcett. Jestem zmęczona.
Dziennikarz podniósł się niezdecydowany przed t± pełn± dostojeństwa postaci±, która nie wzbudzała już jego poż±dania, ale odwrotnie, szacunek. Naprawdę odniósł wrażenie, że znajduje się przed królow±. Wielk± królow±.
– Kiedy będę mógł wrócić?
– Niech pan przyjdzie jutro – odpowiedziała. – Opowiem panu moj± prawdę.
Mark wzi±ł w swoj± rękę dłoń, któr± mu podała i uczynił rzecz, której nie umiał sobie wytłumaczyć. Podniósł powoli do ust tę przezroczyst± dłoń, która pachniała delikatnie ja¶minem, i pocałował j±. Wyrwała mu j± gwałtownie, jakby w tym ge¶cie była zapowiedĽ grzechu.
– Niech pan idzie, panie Fawcett – powtórzyła ostrym tonem.
Mark na powrót oddychał ciepłym styczniowym powietrzem Sycylii. Spojrzał w niebo i westchn±ł. Czuł przyjemny zawrót głowy, tak jak w dzieciństwie po zej¶ciu z karuzeli. Ale tym razem był głęboko wzruszony, jak przy pierwszym pocałunku, przy pierwszych miłosnych pieszczotach
|
WÄ…tki
|