ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Jeśli chcesz, żeby ludzie traktowali coś poważnie, musisz kazać im za to płacić. Niedużo, ale jednak. Założę się, że po pierwszym tygodniu będzie tu przyjeżdżać dwa razy tyle turystów, co dotychczas. Uważamy, że powinieneś dostać trzydzieści procent, reszta poszłaby do kasy miejskiej. Zgoda? To będzie dla ciebie czysty zysk. Żadnych nakładów z twojej strony. Skinął głową na Floyda, który przytaknął. Miasto zapłaci za wszystko. Popatrz, mamy już projekty koszulek. Pozwól, że ci pokażę...
Spojrzał na Floyda, a ten wyciągnął teczkę z rysunkami. Na wszystkich projektach centralne miejsce zajmował wizerunek łodzi, widzianej z różnych perspektyw. Poza tym na niektórych znajdowały się też napisy. Diabelski jacht, głosił jeden z nich. Byłem w Fort Moxie i kupiłem tam tę okropną koszulkę, informował kolejny. Jeszcze inny przedstawiał mapę okolic Fort Moxie z wyraźnie zaznaczonym miejscem, w którym znaleziono diabelski jacht.
Co to za historia z tym diabelskim jachtem? spytał Lasker.
To pomysł Margea odparł Charlie. Marge Peterson był urzędnikiem miejskim. Część kampanii reklamowej.
Wydaje mi się, że to lekka przesada.
Posłuchaj, Tom tłumaczył cierpliwie Charlie. Ludzie uwielbiają takie rzeczy. A cała sprawa ma posmak niezłego horroru, prawda?
Słyszałem, że ten jacht sam się oświetla wtrącił Floyd. Nie znalazłeś jeszcze źródła energii?
Lasker pokręcił głową.
Świetnie. Nieznane źródło energii. Musimy to wykorzystać, Charlie. I owe dziwne litery. Te litery też są niezłe.
Tak. Charlie sięgnął po swój płaszcz. Miło się z tobą gawędziło, Tom. Zaczęliśmy już rozkręcać ten interes. Kilku chłopaków będzie od jutra zajmować się tylko tą sprawą. Możesz być spokojny. Nie musisz niczego robić, usiądziesz sobie tylko wygodnie i będziesz patrzył, jak pieniądze spływają do twojej kieszeni.
Obaj goście wstali i ruszyli do drzwi.
Aha, jeszcze jedno. Charlie zatrzymał się nagle, a Floyd omal się nie przewrócił. Pokój wypoczynkowy. Będziemy potrzebowali pokoju wypoczynkowego.
Nie odparł krótko Lasker.
W porządku. Postawimy coś na zewnątrz. Gdzieś między drzewami, dyskretnie.
Uścisnęli sobie dłonie, otworzyli drzwi i wyjrzeli na zewnątrz. Wokół łodzi stało co najmniej dwadzieścia osób, kolejne dwa samochody zatrzymały się właśnie na podjeździe.
Rozumiesz teraz, o co nam chodzi? powiedział Charlie.
* * *
April trzymała woreczek przy oknie, tak by przeświecało przezeń światło słoneczne.
Mamy tutaj kilka kawałków drewna wydobytych z lin cumowniczych oświadczyła. Teraz wiem już, że to drewno świerkowe. Podała małą torebkę Maksowi.
Ten przyjrzał jej się podejrzliwie.
I co nam to mówi? W tej okolicy raczej nie rosną świerki.
Teraz już nie. Ale kiedyś rosły. Właściwie było ich nawet dużo.
Kiedy?
W czasie, gdy było tutaj jezioro.
Siedzieli przy stoliku w restauracji. Max wsłuchiwał się w gwar rozmów, szczęk sztućców.
Jesteś pewna?
Całkowicie.
Poczuł, że boli go brzuch. Kiedy podeszła do nich kelnerka, zamówił sałatkę cesarską a nie kanapkę, jak zamierzał jeszcze przed chwilą.
Więc chcesz powiedzieć, że mamy do czynienia z jachtem sprzed dziesięciu tysięcy lat?
April skrzywiła się lekko.
Nie wyciągałabym wniosków zbyt pochopnie, Max. Trzymajmy się faktów. Po pierwsze, łódź nie będzie gnić, rdzewieć, ani rozkładać się przez bardzo długi okres. Po drugie, liny cumownicze, które znajdują się teraz w szopie Laskera, były kiedyś przywiązane do kołków sporządzonych z drewna świerkowego. Drzewo, z którego pochodzą te drzazgi, żyło dziesięć tysięcy lat temu.
Ale łódź jest nowa jęknął cicho Max.
Ta łódź zawsze będzie wyglądać na nową, Max. Mógłbyś wsadzić ją z powrotem do ziemi i odkopać na swoje sześćdziesiąte urodziny, a ona wyglądałaby dokładnie tak jak dzisiaj.
Prawdę mówiąc, nie chce mi się w to wierzyć.
Wiem skinęła głową April. To wykracza poza nasze doświadczenie, ale wcale nie znaczy, że jest irracjonalne. Przyciszyła nieco głos. Nie mam pojęcia, czy istnieje jakieś inne wyjaśnienie, które pasowałoby do tych faktów. Wiek owych kawałków drewna nie podlega dyskusji. Tak samo zresztą, jak skład oryginalnych próbek. Myślę, że ktoś tutaj był. Dawno temu ktoś, kto dysponował dalece zaawansowaną techniką, żeglował po jeziorze Agassiz. Potem przycumował do nabrzeża albo bezpośrednio do drzewa.
Więc kim był ten ktoś? Mówimy o UFO? Czy o czymś innym?
Nie wiem. Ale warto zadać sobie to pytanie.
Kelnerka przyniosła zamówione napoje. Max pociągnął łyk coli, starając się zebrać rozproszone myśli.
Bez sensu powiedział wreszcie. Załóżmy, że masz rację. Wynikałoby z tego, że jakieś istoty przyleciały na Ziemię, żeby sobie popływać? Naprawdę bierzemy pod uwagę taką możliwość?
Nie jest to niemożliwe. Popatrz z innej perspektywy, Max. Chodzi mi o naprawdę wielką perspektywę. Ile jezior znajdziesz w promieniu, powiedzmy dwudziestu lat świetlnych? Agassiz mogło być wielką atrakcją turystyczną
|
WÄ
tki
|